Pewnego sobotniego wieczora od niechcenia usiadłem na wysłużonej kanapie i wziąłem do ręki "Zaginione Wrota". Szczerze mówiąc tytuł ten nawet nie obił mi się wcześniej o uszy, a o jego istnieniu zdałem sobie sprawę dopiero po otrzymaniu egzemplarza do recenzji. Patrząc z perspektywy czasu kompletnie tego nie żałuję. Warto było sięgnąć, aby być zaskakiwanym na każdym kroku pomysłami, jakie upchnął do tej powieści Orson Scott Card.
Do Carda mam pewien kredyt zaufania (głównie przez kultową "Gre Endera" oraz cykl o Alwinie stwórcy), chociaż trzeba uczciwie przyznać, że ostatnio nie wyszło spod jego pióra nic ciekawego... Aż do teraz. Jak już wspomniałem na początku; nie spodziewałem się po tej pozycji niczego nadzwyczajnego, liczyłem raczej na zwykłe zapychadło do przeczytania przed snem, ewentualnie podczas jazdy autobusem do pracy lub szkoły. Nigdy nie podejrzewałbym jednak, że książka okaże się tak dobra. Mówię to z czystym sercem, to jedna z najlepszych powieści jakie czytałem ostatnimi czasy. Wszystko jest w niej idealnie przemyślane, nie ma tu miejsca na dłużyzny, a wizja autora dotycząca świata bogów 'zmieszanego' z naszym zasługuje na oklaski. Należy jednak przy tym zaznaczyć, że podczas czytania nie warto oczekiwać od tej pozycji cudów ani epickiej historii na miarę „Władcy Pierścieni”. Jednakże jest ona naprawdę dobrze napisana i piekielnie ciekawa, mimo że historia do najbardziej skomplikowanych nie należy. W teorii jest skierowana do młodzieży, jednak osoby nieco starsze również znajdą tu coś dla siebie.
Świat, jaki wykreował autor to mieszanka naszych obecnych realiów z ogromną ilością mitologii nordyckiej oraz szczyptą magii. Rzeczywistość przeplata się tu z fikcją praktycznie przez całą książkę, podobnie jak to miało miejsce choćby w serii o Harrym Potterze. Swoją drogą, "Zaginione Wrota" są do owej serii trochę podobne pod względem klimatu. Bohaterem książki jest jedenastoletni Amerykanin, Danny North, potomek dawnych nordyckich bogów i syn najpotężniejszych magów w dolinie, którą zamieszkuje wraz z resztą licznej rodzinki. Sęk w tym, że wszyscy, oprócz naszego bohatera, są w jakiś sposób magicznie uzdolnieni. Niektórzy mogą stać się ptakiem (jednak tylko duchowo) i szybować w jego ciele, inni potrafią poruszać gałęziami drzew i z nimi rozmawiać. Dzielą się oni na kilka rodzajów, z których każdy jest potężniejszy od poprzedniego.
Danny, mimo że nie posiada żadnych magicznych zdolności, to jest najlepszym uczniem, błyskawicznie uczy się języków i ogólnie fajny z niego chłopak (chociaż nieco zarozumiały, troszeczkę przypomina Anakina z "Gwiezdnych Wojen"). Jednak ludzie w wiosce traktują go nieco z przymrużeniem oka, dość powiedzieć, że większość najchętniej by go zabiła. Na początkowych kartach powieści autor ukazuje jego wyalienowanie tak przez dorosłych jak i dzieci, samotne spędzanie czasu, biegając po lesie i wymykanie się, by zobaczyć świat poza doliną, świat szuszłaków (bo tak w książce określani są zwykli ludzie). Wstęp różni się od reszty książki tym, że jest wyraźnie słabszy i napisany trochę po macoszemu. Na szczęście Orson Scott Card rozwija akcję w bardzo szybkim tempie, dlatego też można mu wybaczyć to małe potknięcie, gdyż już po kilkunastu stronach przedstawia nam główny twist fabularny – młody North odkrywa w sobie zdolność do tworzenia wrót, które mogą go teleportować w dowolne miejsce na ziemi i wszechświecie, a to najbardziej pożądany z rodzajów magii i, przy okazji, najrzadszy.
Mitologia Nordów zakłada istnienie dziewięciu światów, a dziewiąty z nich, czyli Midgaard jest światem ludzi i właśnie tam zmuszeni są mieszkać ziemscy potomkowie bogów. Powód takiego stanu rzeczy jest dość prosty – według legend ponad tysiąc lat temu Loki, najsłynniejszy psotnik i zarazem najpotężniejszy mag wrót jaki istniał, zamknął wszystkie wrota do Westilu, świata bliźniaczo podobnego do naszego. Przejście przez drzwi zwiększa moc śmiałka, a także leczy wszelkie rany. Przez wybryk Lokiego wrota zostały zamknięte i obydwa świat są od siebie oddzielone. Dodatkowo, by zapobiec wojen między rodzinami, które i tak pochłonęły już zbyt wiele istnień, każdy mag wrót jest natychmiastowo zabijany jeśli tylko przejawi jakiekolwiek zdolności. Danny musi uciekać z wioski, jednocześnie nie dając się wykryć szpiegom, którzy tylko czyhają na jego życie. Ma przy tym dodatkowe utrudnienia, gdyż swoją moc odkrył przypadkiem i jeszcze nie do końca nad nią panuje. Przez następne czterysta stron powieści dane jest czytelnikowi razem z nim uczyć się z niej korzystać i przetrwać wśród szuszłaków.
Każdy głębszy opis mógłby zepsuć przyjemność z odkrywania kolejnych fragmentów powieści, a ta zaskakuje na każdym kroku. Pewne z pozoru mało znaczące wydarzenia mają duży wpływ na to, co stanie się w przyszłości. Autor serwuje coraz ciekawsze zwroty fabularne, to opowieść z cyklu "nic nie jest takie, jakim się wydaje”. W książce mamy przedstawione dorastanie Danny'ego od dziecka do prawie pełnoletniości. Co do postaci – one, tak jak fabuła, są wyjątkowo niejednoznaczne i przy tym ciekawie zarysowane. Każdy ma jakieś ukryte intencje i, tak jak napisałem, wyżej, nic nie dzieje się tu bez przyczyny. Każde wypowiedziane przez poszczególnych bohaterów słowo ma znaczenie dla fabuły, więc radzę czytać dokładnie i w skupieniu. Głównego bohatera udało mi się polubić praktycznie od razu, mimo że jest nieco bufonowaty i popełnia wiele typowych dla nastolatka błędów.
Historia Danny'ego Northa z Midgardu przeplata się z historią "Chłopca z drzewa", Kluchy, dziejąca się w średniowiecznej krainie Westilu. Co ciekawe, on także jest magiem wrót i również mag tego typu nie był widziany tu od pokoleń, przynajmniej nie tak potężny. Zdradzę jeszcze tylko, że akcja ma miejsce w średniowiecznym królestwie i do tego na zamku, gdzie Klucha zostaje pomocnikiem kucharki. Wątek ten nie jest do końca książki jasny i poziomem ani trochę nie odstaje od reszty powieści, a wręcz dorównuje mu, chociaż nie przebija.
Doskonale zdaje sobie sprawę z tego, że recenzja jest nieco, nazwijmy to "mglista", ale naprawdę nie chcę wam psuć zabawy z odkrywania kolejnych niuansów magicznego świata, który dane mi było ostatnio poznać. Książka nie jest dziełem przełomowym, nie wyznacza nowych standardów, ale jest dobrze napisaną i wciągającą opowieścią, którą warto poznać.