"Aparatus" to najnowsze dzieło Andrzeja Pilipiuka. Zawiera ono osiem opowiadań, które mają zabrać czytelnika w przeszłość i wtajemniczyć go w zagadki historii. Czy autor dotrzymuje słowa? Owszem. I to w jakim stylu.
Opowiadania dzielą się na trzy kategorie: w dwóch rolę postaci pierwszoplanowych grają nieznani fanom twórczości Pilipiuka bohaterowie, trzy umożliwiają nam ponowne spotkanie z doktorem Skórzewskim, a kolejne trzy przedstawiają zupełnie nowego, bardzo ciekawego bohatera - Roberta Storma. Jest to student archeologii, kolekcjoner staroci i intrygujących przedmiotów, zakochany w przyjaciółce z liceum, bez trudu budzi sympatię w czytelniku. We wszystkich opowiadaniach mężczyzna ma okazję dowieść swej inteligencji, wiedzy i bystrości. Poznajemy go we Włoszech, gdzie zatrzymując się w małym miasteczku, ma zamiar rozwikłać zagadkę osiołków lipardyjskich. Mimo motywu żywcem wyjętego z prozy Collodiego, tajemnica owych zwierząt okazuje się ponura i przyprawiająca o dreszcze.
Nowy bohater występuje również w opowiadaniu tytułowym. Jest ono natury sentymentalnej, a tajemnica zagadkowego urządzenia, zamiast wywoływać szczególne emocje, skłania do refleksji. Trzecia przygoda archeologa stanowi świetny kontrast do poprzedniej, jest według mnie najciekawsza. Przez uratowanie zdewastowanych skrzypiec, Robert Storm zostaje wciągnięty w wir akcji oraz zagadek, na czele z nastoletnią księżniczką wiewiórek, eskortowaną przez dwa rude koty. Multum ciekawych postaci i wątków czyni opowiadanie naprawdę emocjonującym i angażuje czytelnika od pierwszych stron, trzymając w napięciu aż do ostatniej. Stanowi ono naprawdę niezwykły twór i udane połączenie paru gatunków, co jest dość charakterystyczne dla Pilipiuka. Warto kupić książkę choćby tylko i wyłącznie dla tych siedemdziesięciu stron.
Całą antologię rozpoczyna opowiadanie "Za kordonem". Akcja dzieje się w okupowanym Lwowie, gdzie wysłany zostaje Porucznik Winnicki. Wątek historyczny jest bardzo ciekawy, lecz już na początku urzekły mnie opisy, którym opowiadanie zawdzięcza nie tylko klimat, ale także uczucia towarzyszące lekturze. Pilipiuk szczególnie plastycznie przeniósł na papier smutny obraz 'martwego' miasta. Utwór ten porusza najpoważniejszą tematykę z całej książki - kwestię władzy i tego, kto - i czy - na nią zasługuje. Autor, przez przemyślenia Winnickiego, ciekawie rozpatruje sprawę, dając czytelnikowi świetny temat do przemyśleń.
Drugie niezależne opowiadanie, "Staw", to, według mnie najmniej udany popis kunsztu Pilipiuka. Mimo ciekawego pomysłu, jakim niewątpliwie są hitlerowcy w warszawskich Łazienkach mordowani przez lovecraftowską grozę, forma i wykonanie wyszły zdecydowanie gorzej. Nieudana hybryda komedii i horroru nie zdołała mnie ani rozśmieszyć, ani przerazić. Opowiadanie to nie należy do udanych, ale biorąc pod uwagę jakość pozostałych sześciu, można wybaczyć autorowi takie potknięcie.
Jak już wcześniej wspominałem, znany fanom prozy Pilipiuka, doktor Paweł Skórzewski pojawił się w 'Aparatusie' trzykrotnie. Pierwszy utwór z medykiem w roli głównej, przenosi czytelnika w początki dwudziestego wieku, na Syberię, gdzie mężczyzna pełni rolę pogotowia kolejowego. Mimo niewielu zajęć, nasz bohater nie ma czasu na nudę. Umierający fanatyk religijny powierza mu misję przewiezienia relikwii do owianego legendą klasztoru Kiżlak. Miejsce akcji i tematyka tworzą specyficzny klimat i sprawiają, że opowiadanie trudno zaklasyfikować, jednocześnie czyniąc je oryginalnym i jedynym w swoim rodzaju.
Kolejny utwór, w którym znalazł się Skórzewski, dzieli pewne cechy z pierwszym. Chodzi mianowicie o motyw podróży (tym razem morskiej) i czas akcji. Na tym jednak kończą się podobieństwa - według mnie drugie opowiadanie jest o wiele gorsze. Mdła fabuła i przegadane dialogi sprawiają, że owy utwór potrafi znużyć, a zakończenie, zamiast wywierać wrażenie czy wywoływać jakiekolwiek odczucia, jest zwyczajnie nudne.
Na szczęście ostatnie opowiadanie, zamykające jednocześnie antologię, rekompensuje przeciętność poprzedniego. Już pierwsze strony intrygują czytelnika, zachęcając do zwiedzenia carskich prowincji. Największym atutem utworu jest gęsty klimat i poczucie nienazwanego niebezpieczeństwa wiszącego w powietrzu, które towarzyszy odbiorcy do ostatniej strony. Tajemnica splamionego krwią dzwonu wolności oraz milczącego lasu fascynuje i wciąga czytelnika bez reszty, a zakończenie w świetnym stylu rzuca nowe światło na całość.
Jak widać, najnowsza antologia Andrzeja Pilipiuka to zbiór dość niebanalnych i różniących się od siebie opowiadań. Kontrast ten doskonale widać i według mnie sprawia, że książkę czyta się o wiele przyjemniej, a tematyka może przypaść do gustu szerszemu gronu odbiorców. Wykreowana przez autora postać Roberta Storma urzeka osobowością i mam nadzieję, że spotkamy ją ponownie w następnych tworach autora.. Mimo dwóch opowiadań, które zaniżają poziom, mogę szczerze polecić Aparatus zarówno fanom gatunku oraz prozy Pilipiuka, jak i kompletnym laikom.