"Wichry archipelagu" to kolejna pozycja z serii Nowej Fantastyki "(Prawdopodobnie) najlepsze książki na świecie". Nazwa serii już w wielu przypadkach okazała się być bardzo na wyrost. Ciekawi, jak jest w wypadku debiutanckiej książki Bradleya Beaulieu?
Wyspy archipelagu zamieszkują konkurujące ze sobą księstwa. Jednakże w obliczu zarazy i zagrożenia ze strony mistycznych duchów, rządzący muszą ze sobą współpracować, aby nie wyginąć. Książę Nikandr Kałakow ma ożenić się z przedstawicielką rodu Wostromów, Atianą. Tak zarządziły matry, potężne kobiety, które wchodzą w eter i pilnują pokoju. Oczywiście nikt nie byłby zadowolony z małżeństwa nie z miłości a z rozsądku, tak samo ci dwoje, chociaż idą w tym samym kierunku, ich oczy skupiają się na innych sprawach. Nie jest to jednakże historia miłosna, a już na pewno nie taka, która kończy się happy endem. Wyniszczenie, tajemnicza choroba, na którą zapadają mieszkańcy wysp zdaje się być powiązana z tajemniczym chłopcem, którego chronią Aramani, rdzenny lud tamtych ziem.
Z jednej strony walki o władzę między księstwami, z drugiej z potężnymi duchami żywiołów i radykalnym odłamem Aramanów, a obok tego romanse i intrygi - wszystko to wydawałoby się składać na idealną powieść fantasy, która zachwyciłaby czytelników swoją oryginalnością i bezustanną akcją. Jednakże wady w tym wypadku przewyższają zalety, a obiecująca fabuła nie jest w stanie zmusić nas do przymknięcia na nie oka.
Teoretycznie w książce dzieje się dużo, niektórzy mogliby powiedzieć, że akcja nie zwalnia tempa ani na chwilę, jednakże nie potrafiłam wciągnąć się w tę historię. Z każdą kartą wzbudzała we mnie frustrację. Największy wpływ na moje odczucia miały nazwy własne, do których nie mogłam przywyknąć. Rosyjsko brzmiące nazwiska i imiona zupełnie nie pasowały mi do stworzonego przez autora klimatu. Postaci ciężko rozróżnić, szczególnie na początku, ich imiona się mylą, a skomplikowane koneksje rodzinno-narodowościowe przyprawiają o ból głowy.
Także sposobowi pisania autora mam wiele do zarzucenia. Chociaż świat, który nam przedstawił jest skomplikowany, zawiły i na swój sposób piękny. Niezliczone możliwości eteru, latające żaglowce i całkiem ciekawe przedstawienie konfliktu rdzennych mieszkańców z tymi sprawującymi władzę ma w sobie coś oryginalnego i byłoby naprawdę ciekawe, gdyby nie nieudolność autora do stworzenia opisów świata. Często nie potrafił jasno opisać otoczenia, przez co w mojej wyobraźni bohaterowie w pewien sposób dryfowali przez przestrzeń pozbawioną żadnych szczegółów. Także najciekawszyelement, jakim były statki latające w chmurach równie dobrze mogły pływać po wodzie, a ich potencjał został zupełnie niewykorzystany.
Komuś, dla kogo nazwy własne nie będą irytujące, książka mogłaby się spodobać. Główni bohaterowie wykreowani zostali dokładnie i ciężko się z nimi rozstać. Perypetie poszczególnych postaci, ale także i całych grup społecznych śledzimy z zapartym tchem, czekając na kolejny zwrot akcji. Tajemnice, które autor zawiązuje, są intrygujące, a ich rozwiązanie zapewne nastąpi w kolejnych tomach, bo "Wichry archipelagu" to pierwsza część serii "Ballada o Anusce". Ja jednak je sobie daruję, a Wam polecam tę powieść, jeśli wyżej wymienione przeze mnie wady nie będą wam przeszkadzać.