Początki dziejów cechu wiedźmińskiego nie giną w pomroce dziejów. Zdają się raczej majaczyć za mgłą, którą wytworzył czas, ludzkie przesądy i niechęć samych pogromców potworów do rozpamiętywania przeszłości. Ta aura tajemniczości z pewnością ułatwia wiedźminom pracę, stwarzając psychologiczną przewagę i wywołując strach, który zawsze płynie z tego, co nienazwane. Z drugiej strony utrudnia pracę nam, osobom, które chciałyby zgłębić historię i lepiej rozumieć teraźniejszość. W tej walce o odkrycie prawdy posiadamy dwa narzędzia: naukową dedukcję i… bajki.
To, co w miarę pewne, zawdzięczamy Roderickowi de Novembre, wielkiemu człowiekowi naszych czasów, autorowi "Historii świata". Utrzymuje on, iż po raz pierwszy wiedźmini zaczęli tropić monstra mniej więcej w połowie X wieku. Tę hipotezę bardziej prawdopodobną czyni fakt, iż w owych mrocznych czasach ziemią władały potwory, a ludzie byli raczej intruzami niż panami świata. Nic więc dziwnego, iż pojawiło się zapotrzebowanie na usługi mistrzów miecza, którzy byliby w stanie bronić osadników.
De Novembre próbował przy tym sięgnąć głębiej, do samych korzeni. Jego zdaniem początek tej inicjatywie musiał dać jakiś czarodziej-renegat. Jemu mieliby wiedźmini zawdzięczać przepisy na mutagenne mikstury i magiczne eliksiry, które zwiększają potencjał w starciu. Tym również można tłumaczyć znajomość podstawowych formuł magicznych, czyli znaków, z których korzystają. Po śmierci czarodzieja proces Zmian prawdopodobnie kontrolowali jego następcy, być może szukając formuły pozwalającej stworzyć człowieka doskonałego lub wykorzystując badania nad młodymi chłopcami do swoich – zakazanych zapewne – celów.
Co ciekawe, dziś wiedźmini rządzą się sami, a wzajemna niechęć (przeradzająca się niekiedy w fascynację) między nimi a czarodziejami zdecydowanie nie jest przypadkowa. Czyżby wyrzuty sumienia mistrzów magii? A może poczucie żalu, iż eksperyment nie spełnił oczekiwań i na dodatek wymknął się spod kontroli? Tego najpewniej nie dowiemy się nigdy, ale wstrętny, szeroko rozpowszechniony paszkwil "Monstrum, albo wiedźmina opisanie", który, choć anonimowy, jest zapewne dziełem jakiegoś czarodzieja, potwierdza te domysły.
Niestety, więcej światła na tę kwestię nie rzuca dzieło słynnej czarodziejki z Aretuzy Carli Dementii Crest znane pod tytułem "Próba Traw i inne tajne wiedźmińskie praktyki, własnymi oczyma oglądane". Choć czerpiemy z jej naukowego opracowania sporo informacji na temat dzisiejszej działalności wiedźminów, w temacie przeszłości jest to utwór przypominający raczej bajkę. A tych o wiedźminach powstało bez liku, a do najsłynniejszych należą "Saga o wiedźminie" oraz "Wiedźmin i wiedźminka" pióra niezrównanego asa wśród bajarzy Flourensa Delannoya. Postaci, które opisał, choć noszą znamiona realnych osób, przyczyniły się do rozpowszechnienia mitu o nieustraszonych pogromcach bestii.
A mit ten musiał być żywy już u początków działalności cechu, gdyż w każdym niemal zakątku świata znane są podania o wędrownych mistrzach miecza. Skoro nawet w Nilfgaardzie, w języku dalekiego południa, istnieje słowo „vedymin”, nie ulega wątpliwości, iż działalność wiedźminów miała szeroki zasięg.
Przysporzyła ona sławy, ale i niechęci. Nietrudno założyć, iż w dawnych czasach, gdy średni poziom wykształcenia był znacznie niższy, a koniec wioski równał się końcowi świata, przybysze znikąd nie budzili zaufania. Ich pozornie nadnaturalne (a na pewno nienaturalne) zdolności zyskały im miano charakterników i sług mrocznych sił. Walcząc z potworami, sami stali się nimi w oczach tych, których przysięgli bronić.
A przecież od zawsze podkreślali, iż wykonują tylko zawód jak każdy inny, jakże podobny do profesji żołnierza czy najemnika. Tak też sprawę widzi, gdy go o to zapytać, najstarszy z żyjących wiedźminów – Vesemir z Kaer Morhen. Starszy niż samo siedliszcze, wychowawca wielu wybitnych łowców, traktowany przez nich jak ojciec, woli opowiadać bajki, niż przywoływać przeszłość, której był świadkiem. Z nutą nostalgii wzdycha jedynie i mówi, że "za jego czasów wszystko było lepsze". Można podejrzewać, że nie tylko wino ma na myśli.
Jednakże, gdy przyprzeć go do muru, poważnieje i wyprowadza nas na mury. Wskazuje kamienny most oraz fosę pełną ludzkich kości i czaszek. To pamiątka po dniu, w którym podjudzeni pomówieniami, szukający wspólnego wroga ludzie postanowili udzielić lekcji "sługom zła i wstrętnym zwyrodnialcom". Lekcja została odebrana, a to, co pozostało po napastnikach, każe wiedźminom pamiętać o tym, kim są i skąd pochodzą.
I pewnie właśnie dlatego wolą patrzeć w przyszłość. Lub słuchać bajek.
Tekst pochodzi ze strony The Witcher.