Była podobna do śmierci - w smaku słodka, żelazna w dotknięciu... Jawiła się jako coś równie niemożliwego; ulotnego na swój sposób. Jak wielu ludzi naprawdę widziało ducha? Nie ma już żadnej mocy poza moją! krzyknęła, obejmując we władanie pozornie miliony.
Tymczasem zapadał zmrok. Noc ukryła wszelkie plugastwo, dając mu nikłą szansę ukazania się w bladej poświacie księżyca. Nawet kruki zamarły; przestały krążyć nad ruinami zamku.
Krwawą barwę nieba zranionego zachodem słońca wkrótce zastąpiła łuna ogniska. ?ar tchnął życie w pogrążony w letargu umarły zamek. Rozbłysły pozostałości okien, mury zostały opromienione. Śpiące kruki poczuły się bezpiecznie.
W sercu budowli, wokół ogniska zasiadł krąg milczących ludzi spowitych w czerń. Oblicza wszystkich, bez względu na płeć, skrywały kaptury. Czy się znali? Trudno powiedzieć. Spotykali się tutaj o zmierzchu. Czasem rozmawiali. Czasem panowała cisza, cisza, co wszystko wie...
Jeden z mężczyzn wstał i zaczął grzebać kijem w płonących polanach. Mamrotał coś pod nosem, ale zgromadzeni nie próbowali zrozumieć towarzysza. Nieraz po prostu tak się zachowywał. Reszta wróciła do własnych przemyśleń. Buchnął jaśniejszy płomień, prawie dotykając płaszcza jednej z postaci. Syknęła z irytacją, ukazując białe kły. Kontrastowały ostro z jej bladą, delikatna skórą i sinymi wargami. Zaraz też kobieta podniosła się. Zniknęła w ciemności. Nikt za nią nie podążył.
Mijały godziny; ogień trawił kolejne kawałki drewna. Zgromadzeni trwali nieporuszeni, straszni w swym majestacie i grobowym milczeniu. Niewiasta powróciła, niosąc ze sobą widmo śmierci. Jeden z mężczyzn usunął się, robiąc jej miejsce w kręgu. Odpowiedziała mu krwawym uśmiechem wyrażającym rozkosz okrucieństwa. Tymczasem ciszę przecięła monotonna pieśń. Już po chwili zatracili się w niej wszyscy ukrywający twarz pod kapturem.
Niespodziewanie pewnej postaci śpiew zamarł na wargach. W popłochu uciekła od ognia, od reszty zgromadzenia. Była to Wysłanniczka Śmierci o krwawym uśmiechu. Tym razem za nią natychmiast pobiegł mężczyzna. Wkrótce też większość poszła w jego ślady. Przy palenisku zostały jedynie dwie Kobiety - jedna o włosach przypominających ogień, a druga o oczach wyrażających głębię oceanu. One zawodziły dalej, wzywając innych na miejsce znikających w objęciach nocy dotychczasowych towarzyszy.
Tamci zaś gnali przez pustkowia, dopóki zmęczenie nie dało im się we znaki. Jednak prowodyrka całego zamieszania nie zaniechała dalszej wędrówki. Spokojnym krokiem ruszyła naprzód, jakby zapominając o istnieniu tamtych. Nieświadomie dotarła na skraj przepaści.
Za horyzontem pojawiły się pierwsze promienie słońca. Niewiasta spojrzała w otchłań samotności, lecz także nieograniczonych możliwości. Zapragnęła skoczyć, poczuć obezwładniający pęd powietrza. Powstrzymywała ją myśl o nieznanym. Czy się bała?
Trudno powiedzieć. Do tej pory szła prostą drogą, na której z czasem odkrywała coraz więcej zakrętów. Przywiodły ją one do ruin zamku, gdzie z ulga spoczęła przed nadejściem nocy. O zmierzchu rozpaliła ogień. Odtąd zawsze po zapadnięciu zmroku przybywała nowa istota. Trwali ze sobą, pozornie związani. Wspólny śpiew zdawał się mocnym spoiwem. Jednak w końcu uciekła stamtąd. Jak zwykle. Czy była to tylko jej wina? Wątpiła, przybita kolejnym rozczarowaniem. W otchłani powinna odnaleźć wieczny spokój. Czy właśnie o tym marzyła? Retoryczne pytania, które w żaden sposób nie pomagały podjąć decyzji...
Zapach cmentarnej ziemi i wspomnienie słodkich chwil.. Zwano ją Dziwką Szatana, a ona z dumą nosiła to piętno. Postanowiła wtedy dotrzeć do Czarnego Ogrodu.
A otchłań kusi, mami nadzieją lepszego...
Kobieta usłyszała za sobą kroki. Odwróciła się i ujrzała znajomego mężczyznę w kapturze. Zdecydowanie ruszył w jej kierunku. Odruchowo się cofnęła. Wpadła w panikę, wyczuła bowiem płynące od niego... Jej twarz rozjaśnił radosny uśmiech, kły zalśniły krwawo.
Zrozumiała. W tym samym momencie ziemia usunęła jej się spod nóg.
Wyszukiwarka
Zainteresował Cię temat? Chcesz przeczytać więcej? Znajdź podobne artykuły dzięki naszej wyszukiwarce: