Był ciemny i deszczowy wieczór w Gnisis. W tawernie Pod złotym krukiem przebywało wiele osób. Niektórzy dyskutowali na przeróżne tematy, inni popijali alkohole a jeszcze inni żartowali sobie z różnych rzeczy. Spośród biesiadników najwięcej było Bretonów, a także Mrocznych Elfów. Troszkę mniej było Cesarskich i Nordów. W kącie stało kilku Khajjitów, a przy stole smacznie popijało shein dwóch orków. I tak leciał czas w gospodzie, a deszcz ciągle nie przestawał padać, a nawet wydawało się, że pada coraz mocniej. Nagle drzwi do tawerny otworzyły się. Do gospody wszedł przybysz okryty przemokłą szatą. Podszedł on do oberżysty i kupił flin. Stojąc przy drewnianych "ladach" zdjął kaptur i zaczął pić niedawno kupiony trunek. Był on mrocznym elfem, miał długie czarne włosy i tatuaż w kształcie wilczej łapy na twarzy. Wszyscy w gospodzie przyglądali się tajemniczemu przybyszowi. Po chwili jeden z Bretonów podszedł do dunmera i spytał się: -witaj dunmerze, może zechciałbyś usiąść z nami do stolika i porozmawiać z nami?, na pewno przebyłeś długą drogę, może zechciałbyś się podzielić z nami różnymi faktami? Mroczny elf obrócił się do Bretona, postawił butelkę po flinie na ladę i rzekł: - Dobrze szacowny bretonie usiądę z wami do stolika i opowiem wam o przebytej przeze mnie drodze, jednak pod warunkiem, że najpierw opowiecie co tutaj się ostatni działo. Breton zgodził się na warunek i dunmer przysiadł się do małej grupki. Już po krótkiej rozmowie elf dowiedział się, że owa grupka bretonów to przyjaciele, którzy wyruszyli na ekspedycję do Dagon Fel w celu zbadania tamtejszych dwemerowych ruin. Opowiedzieli oni też przybyszowi, że niedawno widziano podobno po drugiej stronie rzeki przepływającej przez miasto tajemniczych podróżników. Byli oni podobno odziani w ciemne szaty i byli uzbrojeni w ebonowe miecze. A to było już bardzo dziwne, gdyż ebon i co za tym idzie wyroby z niego były bardzo drogie. Gdy bretoni skończyli opowiadać o tutejszych dziejach zapytali o wieści które on przynosi. Mroczne elf rozciągnął się, usiadł wygodnie i zaczął opowiadać: -Jestem Tishiru Gordanus, dunmerski podróżnik. Pochodzę z Vos, ale gdy byłem młody przeniosłem się do Sandrith Mora i tam kształciłem się i wyrosłem na podróżnika. Obecnie jestem w drodze do mojego przyjaciela - Derun Bernemo prowadzącego oberżę w Vivek. Pytacie jakie wieści przynoszę. Więc powiem wam, że niezbyt dobre bo także słyszałem o tych tajemniczych podróżnikach, podobno są to jacyś okrutni okultyści. Sam nie wiem co o tym myśleć, kiedy dokładniej ich widziano? -Jakieś dwa dni temu, w okolicach południa - odparł jeden z bretończyków. Elf zamyślił się cicho powiedział coś sam do siebie. Reszta pogawędki upłynęła już w milszym nastroju i popijaniu flinu. Gdy nastała północ Tishiru poszedł do oberżysty aby wynająć sobie pokój na noc. W wynajętym pokoju dunmer rozłożył się na łóżku i rozmyślał, jednak czuł coraz większą senność, więc zdjął z siebie szatę i położył się spać. Obudził się dosyć wcześnie , wstał, obmył się i zszedł na dół aby coś zjeść przed wyruszeniem do Ald'Ruhn. Po obfitym śniadaniu wziął swoje rzeczy, których nie miał dużo. Niósł on bowiem w dużej torbie pod szatą tylko książkę, miecz, kilka tamrielowskich warzyw i pochodnię. Następni pożegnał się z oberżystą, zapłacił mu za nocleg i wyruszył do Ald"Ruhn
2. Droga
Zbliżał się wieczór a Tishiru szedł dalej szybkim i pewnym krokiem, jak gdyby nie męczył się. Dotychczas podróż trwała bez problemu. Ściemniło się, a dunmer zaczął zastanawiać się gdzie rozbić przeczekać noc. Wybrał do tego małe miejsce u podnóża dużej skały. Tam też otoczony kilkoma drzewami rozpalił ognisko i przyrządził mały posiłek z zabranych z gospody jaja kwama. Najedzony przygasił trochę ognisko i ułożył się na do snu. Zanim zasnął wpatrywał się w niebo, licząc gwiazdy i rozmyślając. Nagle usłyszał zbliżające się głosy rozmowy. Szybko zagasił ognisko a sam przystanął do drzewa i przypatrywał się rozmówcom. Był to redgard i dwóch cesarskich. Gawędzili oni o Balmorze- mieście na południe od Ald'Ruhn. Z rozmowy wydawało się, że są dobrze rozeznani w tym mieście. Tishiru usłyszał także, że obozowisko tajemniczych wędrowców znajduje się zaraz po drugiej stronie rzeki. Zastanawiał się on czy aby wcześniej nie zauważyli jego ogniska. Nic na to nie wskazywało, a rozmówcy zaraz wrócili do swojego obozu. Dunmer szybko zebrał swoje rzeczy i postanowił oddalić się trochę od obozu. Udał się na południowy wschód i tam, w malutkiej jaskini ułożył się do snu. Późnym rankiem, upewniwszy się, że w pobliżu nie ma tajemniczych wędrowców. Teraz szedł zupełnie na południe i rozmyślał kim mogą być wędrowcy, których widział. Różne myśli przechodziły mu przez głowę. Jednak w pobliżu nie widział ani żywej duszy. I tak elf przeszedł długą drogę. Sądząc, że jest już dosyć blisko Ald'Ruhn skręcił trochę na wchód. W taki sposób znalazł się w wielkim lesie. W lesie rosło wiele drzew, krzaków, żyło dużo przeróżnych zwierząt. Gdy Tishiru wpatrując się w korony drzew przemierzał powoli las usłyszał dziwne warknięcie. Nagle zza głazów wyskoczyło kilka ogarów. Dunmer wyciągnął swój jasny miecz i zaczął się bronić. Najpierw ogary przyglądały się elfowi, ale po chwili dwa z nich rzuciły się na niego. Wędrowiec natychmiast zamachnął mieczem i przepołowił jednego z ogarów. Drugi natomiast wpadł na Dunmera. Leżący na ziemi elf, szarpany przez ogara szybko wyjął zza pasa od szaty mały kieł i wbił go zwierzęciu w brzuch. Po chwili pozostałe dwa ogary rzuciły się na niego. Ale on krzyknąwszy tylko głośne: -Al'khazid, zaczął wymachiwać mieczem przed ogarami. Jeden z ogarów rzucił się na mrocznego elfa, ale ten skutecznie obronił się mieczem, przy okazji nadcinając zwierzęciu skórę. Ostatni z nich uciekł. Dunmer postanowił rozbić tutaj obóz i przygotować zwierzynę do spożycia. I tak rozpalił ognisko, następnie położył na nie ciała ogarów i poczekał. Po chwili mięso ogarów było już ciepłe i gotowe do spożycia. I tak Tishiru zajadał się przez cały wieczór. Postanowiwszy, że jutro musi wcześnie wstać położył się wcześniej spać. Wczesnego ranka obudził się, szybko pozbierał swoje rzeczy udał się nad pobliski strumyk. Tam obmył się trochę, przegryzł kilka liści przykrywca i udał się do Ald"Ruhn. Niestety w drodze zastała go burza piaskowa, która często pojawiała się na tych terenach. Ale pomimo piachu, który miał wszędzie niestrudzenie szedł w stronę Ald'Ruhn.
3. Przygoda w Dzielnicy Wilowej
I tak idąc pośród wszechobecnego piasku Tishiru zauważył niedaleko dwie wysokie wieże i natychmiast przyspieszył krok. Po chwili znalazł się już w Ald'Ruhn - mieście rodu Redoran. Ald'Ruhn było jednym z największych miast Vvardenfell a w dodatku w mieście znajdowało się przedstawicielstwo Rodu Redoran. Ald'Ruhn było pięknym miastem, budynki były zbudowane z wymarłych wielkich krabów, które niegdyś żyły na tych terenach. Zanjdowałą się tam świątynia, wiele sklepów i można było tam spotkać wszystkie rasy począwszy od dunmerów do argonian. Gdy Tishiru rozmyślał gdzie spedzieć noc przypomniał mu się jego przyjaciel - Derun Radlin, który pracował dla rodu Redoran. Więc dunmer udał się do dzielnicy willowej, w której znajdowało się przedstawicielstwo rodu Redoran. Gdy wszedł do siedziby rodu nieznajomy dunmer, najprawdopodobniej strażnik, podszedł do niego i zagadał: - Witaj przybyszu, chciałbym wiedzieć kim jesteś i czego tutaj szukasz? - jestem Tishiru, podróżnik poszukuję mojego przyjaciela Deruna Radlina.-odrzekł Tishiru. Strażnik kazał poczekać przybyszowi, a sam udał się na dół do pewnych drzwi. Po chwili zza drzwi wyszedł Derun, który na widok przyjaciela uśmiechnął się i podszedł do mrocznego elfa. Derun także był mrocznym elfem, miał krótkie, rudawe włosy i smukłą, miłą twarz. Przywitali się i postanowili porozmawiać przy jedzeniu. Usiedli oni w dużym pomieszczeniu z wielkim stołem i wieloma krzesłami. Zaraz przyniesiono im świeże jedzenie takie jak liście przykrwyca, jaja kwama, chleby i flin. Po małej uczcie Derun zapytał przybysza co go sprowadza w te strony. Tishiru odparł, że jest w drodze do Vivek, gdzie poszukuje swojego przyjaciela. Rozmowa trwała jeszcze długo i dunmerowie rozmawiali na przeróżne tematy. Pod koniec rozmowy Derun poprosił przyjaciela o przenocowanie w jedej z wolnych sypialni w siedzibie rodu Redoran. Tishiru zgodziwszy się na propozycję przyjaciela, udał się wraz z nim do do małego pokoju z łóżkiem, szafą i małym biurkiem. -Tutaj przenocujesz, gdy się obudzisz udaj się na koniec korytarza, tam jest mój pokój. Już po chwili Tishiru poczuł się zmęczony podróżą więc rozłożył się na łóżku i szybko zasnął. Jednak w środku nocy usłyszał jakiś hałas i zbudził się. Wyszedł na korytarz, który był słabo oświetlony przez kilka pochodni. Zastanawiając się co to mogło być zauważył kilku strażników na końcu korytarza. Udał się w ich stronę i nawiązał konwersację: -Witajcie, co się tutaj stało?, przed chwilą słyszałem jakiś hałas. -witaj gościu pana Deruna, nie jesteśmy pewni, ale to najprawdopodobniej jakiś banita albo szpieg.-odparł jeden ze stażników. Jeszcze chwilę trwała pomiędzy nimi rozmowa, a następnie dunmer udał się do swojego pokoju. Jednak gdy już miał wejść zauważył, że po drugiej stronie korytarza (na przeciwnej tej w której stali strażnicy) poruszył się jakiś cień. Natychmiast wziął ze swego pokoju miecz i udał się w stronę nieznanego cienia. Strażnicy zauważyli jego znaki i też udali się w to miejsce. Tishiru powoli podchodził do ciemnego miejsca, które było naprzeciwko schodów i obok innych drzwi, najprawdopodobniej do magazynu. Nagle ktoś wyskoczył z ciemnego miejsca i w mgnieniu oka pobiegł po schodach na dół. Strażnicy i gość, bo tak go nazywali strażnicy udali się na dół. Zeszli oni do kanałów. Wtedy Tishiru ucieszył się, że położył się spać w swojej lekkiej zbroji i teraz nie było mu zimno i aż tak niebezpiecznie. Szli oświetlając drogę pochodniami ale nigdzie nie widzieli nikogo. Jednak w jednej chwili Dunmer zauważył malutkie błyśnięcie, jak gdyby światło pochodni odbiło się od srebrnej i szklistej powierzchni miecza. Powiedział o tym strażnikom i udali się w miejsce błyśnięcia. Gdy zbliżali się do końca tunelu nagle wyskoczył na nich z głośnym okrzykiem khajiit. Strażnikom udało się sparować cios miecza khajiita. Ale ten użył czarów i jeden ze strażników bezwładnie przewrócił się na ziemię. Tishiru i drugi ze strażników zaczęli walczyć z niespotykanie dobrze walczącym khajiitem. Najpierw khajiit częściowo rozwalił zbroję strażnika a ten odciął mu lewe ucho. Wtedy khajiit z dziwnym okrzykiem zamachnął się i szybkim cięciem odciął strażnikowi głowę. Teraz pozostał już tylko khajiit i Tishiru. Napastnik wpatrywał się w Dunmer swymi kocimi oczyma, jak gdyby chciał przestraszyć Tishira. Ale ten szybkim wymachem mieczem zmusił przeciwnika do uniku. W końcu walka rozpoczęła się na dobre. Ostrza obydwu mieczy świstały wszedzię. Jednak po chwili khajiit wydał przeraźliwy krzyk, bowiem mroczny elf rozciął mu mieczem klatkę piersiową. To znacznie osłabiło i zmniejszyło zapał napastnika. Ostatecznie jeszcze chwilę próbował walczyć ale nie miał już siły i po chwil bezwładnie opadł na ziemię. Wtedy też przybyła straż rodu Redoran, w tym Derun i kilku innych dunmerów. Gdy strażnicy już chcieli schwytać khajiit, ten obrócił się do Tishira, coś syknął i wbił sobie w serce ostrze miecza i tym sposobem pozbawił się życia. Po wyjaśnieniach Tishiru wraz z Derunem udali się do pokoju gościa. Tam rozpoczął konwersację Tishiru: -kto to był? Czego mógł chcieć? i dlaczego się zabił? -Nie jestem pewien, ale przypuszczam, że to był egzekutor z Szarego Sztandaru, organizacji przestępczej trudniącej się morderstwami.-odpowiedział Derun -Ale po kogo mogli przyjść? -odparł gość -najprawdopodobniej chciał mnie zabić, wiesz ostatni ród miał pewne problemy z ich organizacją. W każdym razie dzięki Ci za pokonanie mordercy, a teraz idź spać bo już po północy. Dunmerowiem pożegnali się i Tishiru poszedł spać. Zmęczony szybko zasnął. Obudził go rano jeden ze strażników. Po obmyciu się udał się na pożegnanie do pokoju Deruna. Elfowie jeszcze chwilę porozmawiali ze sobą, co więcej Redorańczyk podarował Tishirowi złoty amulet w podzięce za jego pomoc we wczorajszym zdarzeniu. Po chwili Dunmer był już na porcie dla łazika, którym miał zamiar udać się do Balmory. Zapłacił więc właścicielowi stworzenia i wsiadł na nie.
4. Wyprawa przeciw Szaremu Sztandarowi
Łazik szybko i wygodnie doniósł elfa do Balmory, która był dużym miastem, z wieloma sklepami, gospodami i domami. Był już wieczór więc dunmer rozmyślał nad spędzeniem gdzieś noclegu. Jednak przechadzając po ulicach miasta nie napotkał żywej duszy. Postanowił przenocować niedaleko miasta. Niedaleko północnego wyjścia z miasta rozbił mały obóz. Zajadał sobie liście przykrywca i jaja kwama. Myślał wtedy też o wydarzeniu jakie spotkało go w siedzibie rodu Redoran. Wtem zobaczył, że z miasta wychodzi grupa osób, a każda z nich miała na sobie jakiś pancerz i była uzbrojona w przeróżnego rodzaju broń. Tishiru próbował ukryć się przed grupą, ale nie zdążył - zauważyli go. Najpierw podbiegł do niego nieznany Redgard: - Kim jesteś nieznajomy przybyszu? zapytał - jestem Tishiru, podróżnik i czy mógłbym wiedzieć po co wam te zbroje i bronie? - odparł dunmer. Ruszamy aby stoczyć walkę z siłami Szarego Sztandaru, oczywiście nie tylko my, wiele innych grup już jest na miejscu. - odpowiedział Redgard -A kim Ty jesteś, dlaczego to wszystko się dzieje? - zapytał Tishiru -Jestem Mergius Reghaan, przywódca tejże grupy - odparł dumnie redgard wskazując palcem na grupę. W tej chwili ktoś z grupy zawołał: - idź z nami na bitwę, wszystko wytłumaczymy Ci po drodze, wyglądasz na dobrego wojownika!. Mroczny elf zamyślił się. Zastanawiał się czy udać się wraz z grupą kilkunastu osób na bitwę z banitami czy też pozostać w tym "pustym" mieście. W końcu postanowił iść wraz z nimi. Został ustawiony w grupie obok nieznajomego norda. Po krótkiej chwili marszu między dunmerem a nordem nawiązała się rozmowa. Tishiru dowiedział się od nowego znajomego, że reszta oddziału to: ork Gro-shiv-lun, orkowy wojownik, Jabulus Bevicun, bretoński łucznik, Keslun Opath, cesarski halabardzista, dunmerscy bracia Slith i Geriun Margowie, Regath, redgardzki topornik, Liuna Bethis, bretońska uzdrowicielka, kilku strażników cesarskich i poznany już przywódca grupy - redgard Margius Reghaan, a jego przyjaciel nord nazywa się Lumus Grebanius. I tak szli całą noc, podczas której nord wyjaśnił elfowi przyczyny bitwy. Bowiem Szary sztandar brał haracze od gospód i sklepów w całej Balmorze i Calderze. Dlatego w końcu wszyscy zbuntowali się i postanowili udać się do siedziby Szarego Sztandaru. Szli krętymi drogami na północny wschód od Balmory. Nadchodził już ranek, a grupa nie zwalniała kroku. Jednak gdy słońce zaczęło się wychylać zza pobliskich gór, przywódca grupy postanowił zrobić przerwę i odpocząć trochę. W tym czasie wszyscy uczestnicy wyprawy zajadali się zapasami zabranymi ze swych domów. W tym czasie chyba jedynie tylko Tishiru i jego kompan rozmawiali jeszcze. Dunmer bardzo polubił w tym krótkim czasie norda, dowiedział się o nim wiele przeróżnych rzeczy i usłyszał od niego niejedną opowieść. Gdy wszyscy skończyli już jeść, Margius, przywódca grupy zwołał wszystkich na rozmowę. Sam ustał na dużym kamieniu i przemówił do zebranych pod kamieniem: - Moi drodzy, dzisiaj dotrzemy do siedziby Szarego Sztandaru i tam rozpoczniemy z nimi walkę. Jeśli sądzicie, że jest nas zbyt mało, to jesteście w błędzie. Niedaleko ich siedziby spotkamy grupę z Caldery, oddział cesarski i świątynnych strażników. Wtem cała grupa zawiwatowała. Zaraz ponownie ruszyli w drogę. Szli długo i już zbliżał się zachód słońca, gdy Margius obwieścił: - Jesteśmy tuż przed siedzibą sztandaru, wskazując na dużą warownię między równie wielkimi głazami. Po chwili przybyła również reszta. Grupa z Caldery była liczniejsza, było w niej chyba ze dwadzieścia osób, każdy wyglądający silnie i dzierżący jakąś broń w ręku. Cesarski oddział składał się z tuzina cesarskich strażników, a wysłannikami świątyni było kilku świątynnych strażników. Taka grupa udała się do nieznanej warowni.
Wyszukiwarka
Zainteresował Cię temat? Chcesz przeczytać więcej? Znajdź podobne artykuły dzięki naszej wyszukiwarce: