Zareklamuj się na Strefie »
Nie masz jeszcze konta?
» Zarejestruj się
» Przypomnij hasło
Marzenia

Marzenia

Było piękne majowe popołudnie. Promienie słońca leciutko przemykały przez liście drzew, na których gałęziach siedziały stada gołębi. Pierzaste chmurki, powoli przemieszczały się na zachód. Jednym słowem, idealny dzień na spacer...
Cieplutki podmuch wiatru subtelnie otarł się o jej policzek, delikatnie przeczesał długie blond włosy i poleciał dalej w poszukiwaniu kolejnej ofiary.
Wietrzyk wyrwał ją z głębokiej zadumy. Podniosła głowę i po raz kolejny spojrzała na strumień wytryskujący z fontanny wody. Westchnęła, powoli, jakby od niechcenia, przekręciła głowę do tyłu rozglądając się wkoło. Westchnęła po raz drugi, po czym wróciła do poprzedniej pozycji chowając głowę w ramionach.
Spędzała tu prawie każdą wolną chwilę. Gdy tylko pozwalała na to pogoda, kiedy odwaliła już wszystkie szkolne obowiązki, wychodziła z domu okłamując mamę, że idzie do koleżanki. Biegła na przystanek i wsiadała w autobus linii 119. Wysiadała zawsze w tym samym miejscu, obok baru "Piekiełko" i szła w stronę jednego z niewielu ocalałych w tym mieście skupiska drzew. Przysiadała na murku parkowej fontanny i nieustannie wpatrywała się w lustro wody dziwnym, nieobecnym wzrokiem, od czasu do czasu notując coś w swoim pamiętniku.
Tak było i dzisiaj.
Biegnącą nieopodal dróżką przechodził właśnie mężczyzna w podeszłym wieku. Jego podporą była stara drewniana laska, na głowie miał kaszkiet, a na karku zdrowo powyżej siedemdziesiątki.
Jego uwagę przykuła młoda, na oko siedemnastoletnia dziewczyna, siedząca na murku fontanny i gorliwie notująca coś w swoim pamiętniku. Staruszek zamyślił się. To nie pierwszy raz kiedy ją widzi. "Ona jest jakaś dziwna, jakby nie z tej epoki." pomyślał. Eh, gdyby był młodszy... Machnął ręką i ruszył dalej wolnym, aczkolwiek dziarskim krokiem.
Dziewczyna siedziała zatopiona w marzeniach. Czuła się bardzo samotnie. Od kiedy zmarł ojciec napotykała same przeszkody. Wydawało jej się, że góry życiowych problemów wyrastają jej pod nogami złośliwie, jakby się na nią uwzięły. Zniechęcona i rozczarowana życiem uciekała w wyobraźnię... wyobraźnię i książki.
To właśnie w nich znalazła swoje drugie Ja. W nich przeczytała o pięknych elfach, sławetnych czynach i wspaniałych ideałach.
Tak, Tolkien miał łeb nie od parady - pomyślała - stworzył tak wspaniały świat, tak piękny, doskonały... A ja nie mogę go doświadczyć. Za to go nienawidzę.
Często wyobrażała sobie, że ma kogoś. Kogoś kto jest dla niej podporą, wspaniałego elfickiego księcia, na którym zawsze może polegać, który nigdy jej nie zawiedzie. Myślała o tym tak intensywnie, że z czasem weszło jej to w nawyk. Nierealny elf stał się jej ideałem, nieodnalezioną miłością.
Można by pomyśleć, że takie marzenia są typowe dla zakompleksionych, brzydkich, grubych nastolatek, które nie mogą odnaleźć się we współczesnym świecie i zamiast brać się za siebie, uciekają w mroczne zakamarki swojego umysłu. Nic bardziej mylnego, przynajmniej w tym wypadku. Dziewczyna miała ogromne powodzenie. Można powiedzieć, że chłopcy zabijali się o nią i ustawiali w kolejce. Jednak ona odrzucała ich bezwzględnie. Każdy miał w sobie coś, każdy wart był zainteresowania. Takiego powodzenia pozazdrościła by każda normalna dziewczyna w jej wieku... ale nie ona. Miała wielu chłopaków. Z żadnym nie wytrzymała dłużej niż dwa tygodnie. ?aden nie był wymarzonym księciem z bajki. Wszyscy byli tylko normalnymi ludźmi, to było za mało.
Wkoło panowała cisza, mącona jedynie odgłosem tryskającej wody, szumem drzew i sporadycznie, świergotem ptaków. Robiło się późno. Za parę minut będzie musiała wstać, i posłusznie skierować swe kroki na przystanek, wracając tym samym do szarego, nudnego życia bez perspektyw na lepsze jutro.
- Cholera, tak nie może być! - Powiedziała do siebie. Z kieszeni wyjęła monetę. Dwa złote, to nie mało jak na jej kieszonkowe, jednak była zdesperowana.
Zamachnęła się i z całej siły wrzuciła pieniążek na środek fontanny. Zamknęła oczy...Mam dość życia w samotności... chcę spotkać tego jedynego, wymarzonego, który uwolni mnie od marności tego świata... albo przepaść w niebycie... ?yczenie powtarzała w myślach wiele razy, do znudzenia. W końcu odwróciła się, podniosła powieki, za skrzyżowanymi ramionami schowała swój bezcenny pamiętnik i ruszyła stawiać czoło światu.



***



Przejście ze snu do pozycji siedzącej zajęło jej ułamek sekundy . Już dawno myślała o zmianie budzika, ale dzisiejszy ranek ostatecznie ją przekonał. Z tym zegarkiem można dostać nerwicy. Postanowione. Dzisiaj po południu idzie na ryneczek w celu zakupienia nowego sprzętu pobutkowego. Stary budzik da się mamie - pomyślała - ona lubi jak cos wyje głośno i znienacka. Pewnie dlatego, że nic innego jej nie obudzi.
- O jasna cholera! - planując wymianę budzika spojrzała na jego wskazówki i zorientowała się, że dawno powinna być już ubrana.
Zerwała się na równe nogi i w ekspresowym tempie zaczęła narzucać na siebie ubrania. Sprint do kuchni. Na szczęście mama przed wyjściem do pracy zrobiła śniadanie. I tak nie zdąży, zje po drodze. Plecak jak zwykle nie spakowany. Przez brak organizacji traci kolejne sekundy. Pakuje książki i zeszyty po czym wylatuje przez drzwi ja strzała. Na dole orientuje się, że zapomniała je zamknąć. Jak to mówią "Gdzie się człowiek spieszy, tam się diabeł cieszy". Ileż racji jest w ludowych przysłowiach.
Szła bardzo szybko, od czasu do czasu podbiegając. Jakieś sto metrów od przystanku dostrzegła autobus. Trzeba biec póki są szansę. Właściwie to nie powinna się do tego zabierać jeśli nie ma pewności że jej się uda. Pewność siebie nie jest jej dobrą stroną, ale mimo wszystko biegła. Autobus stanął na przystanku i otworzył drzwi. Wysiadła jedna osoba. Trzeba przyspieszyć. Była już bliziutko, tuż , tuż. Opłacało się... gdy nagle, drzwi zamknęły jej się przed nosem. Kierowca dał gazu. Czyżby jej nie widział? Nie, to nie możliwe. To zwykły złośliwy skurwysyn, jakich wielu pracuje w MPK.
- Szlag by cię! - krzyknęła przez łzy... *** Drzwi otworzyły się przy akompaniamencie skrzypiących zawiasów. Była zmieszana i wystraszona. Słowa wyrzucała z ogromnym wysiłkiem.
- Dzień...dzień dobry. Bardzo przepraszam za...
- Dość tego droga Alicjo. To twoje trzecie spóźnienie w tym tygodniu. Siadaj w pierwszej ławce. Nie wychodź z innymi po dzwonku. Na przerwie idziemy do dyrektora.
No, to ładnie się wkopałam - pomyślała. I to jeszcze nie ze swojej winy!
Lekcja dłużyła się niemiłosiernie, a raczej dwadzieścia trzy minuty jakie zostały jeszcze do jej końca. O co babie chodziło? Przecież dwadzieścia minut spóźnienia to nic strasznego, a że czasem zdarzy się to więcej niż raz to przecież nie powód do awantury u dyrektora. Czuła się jak skazaniec czekający swego oprawce. W końcu wybiła godzina, zadzwonił dzwonek.
Wszyscy po kolei opuszczali pracownię. Niektóre z koleżanek rzucały teksty w stylu "trzymaj się Ala", "nie daj się". Miała to w głębokim poważaniu. Wiedziała, że żadne z tych haseł nie były szczere. Wśród dziewczyn z klasy nie miała absolutnie żadnej bratniej duszy. Kiedyś owszem, miała jedną przyjaciółkę, rok temu przeprowadziła się na drugi koniec kraju.
- Idziemy. - nauczycielka bardziej stwierdziła niż kazała.
Drzwi do gabinetu dyrektora pamiętały chyba czasy przedwojenne, tak jak i cała szkoła. Weszły do środka. Wewnątrz wszędzie dookoła unosiły się kłęby dymu. Dyrektor siedział na swoim obrotowym fotelu tyłem do drzwi paląc cygaro. Kiedy Ala z nauczycielką zamknęły za sobą drzwi dyrektor jakby podskoczył wystraszony po czym delikatnie zaczął obracać się w stronę swoich gości.
- Kto śmie mi przeszkadzać, przecież mówiłem sekretarce ze jestem zajęty do kur.. - momentalnie opanował się widząc kto sprawił mu wizytę. Wstał, przeczesał włosy poczym momentalnie zrobił maślane oczka do nauczycielki.
Ich - łagodnie mówiąc - bliska znajomość nie była w szkole tajemnicą. Wiedzieli o tym wszyscy, od kadry po uczniów i sprzątaczki.
- ... ach to ty, siadajcie. Co cię... to znaczy co panią sprowadza do mojego gabinetu. - Czasami nawet stwarzanie pozorów przychodziło dyrektorowi z najwyższym trudem.
- Jak pan dyrektor widzi, przyprowadziłam uczennicę Alicję Walczak. Uznałam, że to jedyna droga aby ukrócić jej zachowanie.
- A cóż takiego zawiniła ta bezbronna istota?
- Czy ona zawiniła tego nie wiem, ale faktem jest, że notorycznie - przynajmniej raz w tygodniu - spóźnia się na lekcje, ponadto często się zamyśla, jest jakby nieobecna, zwyczajnie mówiąc nie uważa na lekcjach! Jako wychowawczyni nie mogę na to pozwolić. Ponadto jej wyniki w nauce ostatnio obniżyły się dość drastycznie.
Dyrektor złapał się za podbródek zamyślając się. Po chwili usiadł pewniej i z przejętą miną zwrócił się do Alicji.
- Dziecko drogie, nie denerwuj się. Usiądź wygodnie i posłuchaj. Cokolwiek się dzieje, wiedz, że możesz nam zaufać i nie damy cię skrzywdzić. Proszę cię o szczerość. Czy masz jakieś problemy? Coś jest nie tak?
- Nie... tylko - dziewczyna ugryzła się w język - wszystko jest w porządku panie dyrektorze.
Mężczyzna obrzucił ją badawczym spojrzeniem.
- Kochanie na pewno? Wiesz o tym dobrze, że jeśli nie weźmiesz się do pracy możesz nie zdać.
- Na pewno. I proszę nie mówić do mnie kochanie - obrzuciła dyrektora urażonym spojrzeniem.
Ten, ewidentnie zmieszany i zbity z tropu wstał i podszedł do okna.
- Jak chcesz panno Walczak. W takim razie możesz iść.
Dziewczyna podziękowała i w błyskawicznym tempie zmyła się z gabinetu.
- Biedne dziecko - Nauczycielka podeszła do dyrektora i oplotła mu ręce wokół szyi.
- Co jest z tą małolatą najdroższa, tak naprawdę?
- Pół roku temu zmarł jej ojciec. Jest w dołku i wcale jej się nie dziwie.
Dyrektor uciszył nauczycielkę delikatnie kładąc palec na jej ustach, a następnie całując ją namiętnie...


***



Z kieszeni wyjęła pęczek kluczy, poczym wybrała jeden i wsadziła do zamka. Przekręciła... klucz obrócił się, ale tylko do połowy. Utknął nie chcąc przekręcić się dalej ani o milimetr.
"Cholera, znowu otwarte. Jak tak dalej pójdzie, to w końcu naprawdę nas kiedyś okradną!" - pomyślała. W jednej chwili ponury uśmiech pojawił się na jej twarzy. Dobrze wiedziała, że nawet gdyby do tego doszło, potencjalny rabuś nie miałby czego ukraść, chyba że stary telewizor i ledwo zipiące radio.
Dziewczyna weszła do środka, szybko zdjęła buty, kurtkę powiesiła na wieszaku i weszła do dużego pokoju...
- O...! Cześć... cześć mamo. Co ty tutaj robisz - zerknęła niepewnie na zegarek - jest przecież dopiero wpół do trzeciej.
Matka siedziała na krześle, jedną ręką opierając się o stół, w drugiej trzymając papierosa. Jej spojrzenie byłodziwnie obce i jakby wrogie.
- Zwolniłam się z pracy po tym, jak zadzwonił do mnie dyrektor twojej szkoły... - była wyraźnie zdenerwowana, ba wściekła nawet - Ty zasrana gówniaro, tyle wstydu się przez ciebie najadłam! Kogo ty ze mnie robisz do cholery?! Co, jeść ci nie daję, ubrań nie kupuje, do nauki nie zaganiam?! Odechce ci się spóźniać i wagarować pieprzona marzycielko! Koniec z tym! Zabieram te twoje książki, a jak mi jeszcze raz taki numer wytniesz, to spalę je wszystkie... albo lepiej sprzedam do antykwariatu!
- Nie możesz mi tego zrobić, oddawaj! - Twarz Ali pokryta była wieloma strumieniami łez. Co i na policzkach pojawiał się kolejny potok.
- Co...? Ja nie mogę?! - Matka rozwścieczyła się na dobre. Chwyciła popielniczkę i z całej siły cisnęła ją w kierunku córki. Na szczęście chybiła. - Mogę z tobą wszystko! Przynamniej dopóki mieszkasz w tym domu. Zrozumiano?
Alicja nie słuchała. Pobiegła do swojego pokoju i zamknęła drzwi na zasuwkę, którą założył jeszcze jej ojciec. Bała się, cholernie bała się rozwścieczonej matki...
- Dobrze, siedź sobie w tej norce i nie wychodź! Obiadu nie dostaniesz. Wiedz jedno, masz szlaban i nie obchodzi mnie, że jest piątek!
Kobieta wróciła do pokoju, usiadła i roztrzęsioną z nerwów ręką chwyciła za butelkę nalewając sobie pół szklanki procentowego napoju.


***



Oczy szczypały ją od płaczu, ale mimo wszystko biegła ile sił w nogach. Po raz pierwszy w życiu wykradła się z domu. Aż bała się pomyśleć, jak zareaguje na to jej własna rodzicielka. Jedyna osoba którą miała, którą nienawidziła już od dawna. Teraz liczyło się tylko jedno. Dotrzeć do parku - do fontanny, wypłakać się jak zawsze i wrócić do normalnego życia...
...nie - pomyślała - trzeba to zmienić albo z tym skończyć! Tak nie może być. Całe życie cierpiałam nie z mojej winy, znosiłam wszystkie upokorzenia... a teraz zabrali mi moją jedyną pasję! Moich elfow...

Przebiegając przez ulicę przeszło jej przez myśl, aby rzucić się pod przejeżdżający autobus i tym samym zakończyć wszystkie swe problemy. Pomyślała, że przecież i tak ma już nieodwracalnie zniszczoną psychikę. Na co światu ktoś taki jak ona? Jednak dziewczyna zawahała się... Pójdę nad fontannę i tam zdecyduję co dalej - pomyślała.


***



W parku było cicho i pusto. Jedynie drzewa - jedyni świadkowie dramatu młodej dziewczyny, cicho szumiały starając się ją uspokoić. Niestety, tym razem nie było to zwykłe otępienie i znudzenie światem. Z takim załamaniem drzewa nie mogły sobie dać rady.
Alicja usiadła na murku fontanny i rozkleiła się na dobre. Łzy gęstymi strumieniami rozlały się po policzkach, a ona płakała... płakała jak małe dziecko nie mogąc się uspokoić. Tak naprawdę, wcale nie chciała spokoju. Miała ochotę krzyczeć ze wszystkich sił, tak by wszyscy usłyszeli jak bardzo jest jej źle, jak bardzo gardzi tym wszystkim.
Siedziała tak długo, to szlochając, to złorzecząc światu, mając głowę schowaną w ramionach. Była pewna, że prócz niej nie ma nikogo w pobliżu., jednak w pewnej chwili odniosła wrażenie, że ktoś zbliża się do jej pleców. W pewnej chwili postanowiła odwrócić się i sprawdzic i wtedy... oniemiała z wrażenia.
Tuż obok niej stał mężczyzna i wbijał w nią swój wzrok. Nie był to jednak normalny człowiek z jej szarego i bezwartościowego świata. Nie, on był inny. Miał długie czarne włosy, które delikatnie opadały na ramiona. Twarz miał dość bladą. Jego strój niczym nie przypominał dzisiejszej mody, był tak niesamowity, iż Ala nie mogła wyjść z podziwu. On wygląda jak książę! Pomyślała. Mężczyzna podszedł bliżej, po czym stanął tuż obok dziewczyny i uśmiechnął się przyjaźnie.
Alicja nie mogła wyjść z szoku. Ja chyba śnię, mam już halucynacje od tego stresu. Myśli w jej głowie przemykały jak rwąca rzeka. Mimo wszystko mara nie znikła. Przeciwnie, była coraz bardziej realna! Dziewczyna mogła już dokładnie zobaczyć delikatne rysy twarzy nieznajomego, jego piękny układ twarzy i proporcjonalną budowę ciała.
Tymczasem nieznajomy bez słowa złapał Alę za rękę i pomógł jej wstać. Stanął dokładnie naprzeciwko i spojrzał prosto w szeroko rozdziawione oczęta, po czym pogłaskał ją po głowie.
Jego głowa zaczęła powoli zbliżać się do dziewczyny. Ich usta potkały się momentalnie przeszły do namiętnego pocałunku. Alicji wydawało się, że trwa w nim całą wieczność, całą cudowną wieczność z której ani trochę nie chce się wyrwać. Przejechała dłonią po jego czole, odgarniając włosy z twarzy odsłaniając jego ucho... Dziwne, szpiczaste ucho!
Na twarzy momentalnie wymalował się grymas zdziwienia, a w głowie zawirowała. T było elfie ucho! - To niemożliwe... przecież ty jesteś - elf delikatnie położył swój palec wskazujący na jej wargach.
- Ciiii... - wyszeptał i przytulił ją do swej piersi.
- Nic z tego nie rozumie. Jak to możliwe? - Ciągle nie mogła uwierzyć. Przez chwilę próbowała obudzić się z tego snu, jednak po chwili doszła do wniosku, że wcale nie chce się budzić. Z resztą, co było jeszcze dziwniejsze, coraz bardziej dochodziła do wniosku, że to wcale nie jest sen. Stał przed nią najprawdziwszy elfi książę i tulił do swoich ramion!
- O nic nie pytaj i uwierz w to co widzisz. Czasami marzenia się spełniają.

Opowiadanie zamieszczone dzięki współpracy z zaprzyjaźnionym serwisem

Elkander

Wyszukiwarka

Zainteresował Cię temat? Chcesz przeczytać więcej? Znajdź podobne artykuły dzięki naszej wyszukiwarce:

Komentarze

Brak komentarzy. Może będziesz pierwszy?

Napisz komentarz

Komentowanie tylko dla zalogowanych użytkowników.