Zareklamuj się na Strefie »
Nie masz jeszcze konta?
» Zarejestruj się
» Przypomnij hasło
Nie zawsze zło jest złem

Nie zawsze zło jest złem

''Nie zawsze zło jest złem,
A dobro dobrem,
Przeważnie jest całkiem inaczej.''


Serce wali jak młotem. Przyspieszony oddech. Krew pulsuje w żyłach. Mokro.
- Łapać go! - przez strugi deszczu dało się słyszeć donośny, męski krzyk. - Tam pobiegł! Za nim!
Jeszcze trochę. Jeszcze chwila i będę na miejscu.
Gałęzie i krzaki łamią się. Bose stopy krwawią. Ale kto by w takim momencie zwracał na to uwagę.
Tętent kopyt. Cztery konie i czterech czarnych jeźdźców uzbrojonych po zęby. Poruszają się szybko i w dobrym kierunku. Jakby widzieli cel.
- Tym razem nie ucieknie! - jeden z jeźdźców przyspieszył. - Dopadnę go!
Krople deszczu mieszały się z krwią i ziemią. Gdzieniegdzie było można również zauważyć kępy szarawej sierści.
Nareszcie. To tutaj.
Humanoidalna postać podskoczyła, aby szybciej dotrzeć do dołu.
Strzał z pistoletu przebił wszystkie inne dźwięki.
- Raaaaaaaaaaaaa!!! - krzyk bólu i rozpaczy zaniósł się echem po całym lesie.
Przestało lać. Wszystko ucichło.
Bezwładne ciało spadło do dołu. Z pleców sączyła się krew.
- Zabiłeś go? - jeden z jeźdźców rzucił okiem po okolicznej ziemi.. - Nie widzę ciała.
- Strzeliłem mu prosto w plecy. Nie mógł przeżyć.
- Dobra chłopaki, noc się kończy, trza wracać.
?aden z czarnych jeźdźców nie był do końca pewien, czy mutant nie żyje.


* * *


Ból. Tylko ból mu towarzyszył. Czuł jak ktoś nawilża jego plecy. A może to tylko ciągle płynąca krew? Czemu ja jeszcze żyje? A może to właśnie...
- Otwosssył ossy - Czyjś przerywany, syczący głos wyrwał go z rozmyślań - Psssessyje.
Światło. Oczy powoli zaczęły przyzwyczajać się do jasności. Rozejrzał się wokół. Lorin, jego stary przyjaciel, stał nad nim z jak zwykle wysuniętym, wężowym językiem. Był mutantem. Jak on.
Lorin miał długą szyję i głowę węża. Ciało było ludzkie. Zwyczajne. Jak każde inne.
- Otworzył oczy? To dobrze. To dobry znak. Karin zawsze miał wielkie szczęście. - Jakaś postać podniosła się z tyłu. Karin nie czuł już wilgoci na plecach.
Kiedy postać się wyprostowała, mutant od razu ją poznał. Hazima, ich opiekunka, przyjaciółka i...
Jego miłość.
Hazima miała... nikt nie wie ile naprawdę miała lat. Twarz miała ludzką, piękną. Małe, niebieskie oczka i długie czarne włosy. Sylwetkę miała... hm.. Nie miała jednej nogi, ręce zrośnięte były w łokciach, tworząc jedną, grubą pośrodku tułowia. Piersi były małe, prawie niewidoczne.
Ale mimo to była piękna.
Karin znajdował się w jakimś podziemnym pomieszczeniu. Trzy pochodnie rozświetlały niewielką salkę. Pod ścianą stał prymitywny stół, a na nim trochę jadła. ''Dom''. Ich dom. Sami go zbudowali. Tutaj głęboko w lesie. Z dala od wiosek i miast. I ludzi. Z dala od tych przeklętych ludzi. Czy oni nie mają ni krzty rozumu? Czyż myślą, że każdy mutant jest zły?
Przecież my nie wybieraliśmy. Przecież to nie moja wina, że jestem inny.
- W co ty sssie wplątałessssss, Karin? Niesssle cie usssądzili. - Lorin z grymasem bólu spojrzał na wciąż krwawiącą ranę swego przyjaciela.
- Ci przeklęci łowcy! Oni nam chyba nigdy nie dadzą spokoju! Cóż my im zawiniliśmy? - Kiedy tylko podnosił głos, rana paliła go od wewnątrz. Ale musiał to powiedzieć. Chciał. Wiedział, że na pytanie, które zadał nie ma odpowiedzi.
Lorin też to wiedział.
I dlatego milczał.
Hazima podeszła do rannego i przytuliła go.
- Całe szczęście, że żyjesz, że jakoś ci się udało. Kocham cię. - Pocałowała go w czoło. Poczuł jej delikatne, drobne usta. Usta, które tak bardzo kochał.
- ?yję. I cóż z tego? Co to za życie? Ciągle w ukryciu, w strachu. - Karin coraz bardziej się złościł. Coraz bardziej nienawidził tego świata.
- Nie musimy często wychodzić - na powierzchnię.
Przecież mamy tu tunele do innych ''domów''. Przecież nawzajem sobie pomagamy i uczymy różnych rzeczy. Ludzie niech sobie żyją, tam, ''u góry''. - wskazała ręką na sklepienie. - A my możemy być tutaj. Tutaj jest nam dobrze.
- Chciałbym myśleć - tak jak ty, Hazimo. Ale nie mogę. Dlaczego ten świat u góry jest nam wrogi? Przecież nigdy nawet nie rozmawialiśmy z ludźmi. Skąd oni mogą wiedzieć, jacy my jesteśmy? Przecież w końcu pochodzimy od nich. Czemu to wszystko jest takie dziwne i głupie? Czemu nie ma jakiegoś rozwiązania? Dlaczego my tutaj tkwimy... - Rana utrudniała mówienie. Karin musiał przestać.
Nikt się nie odezwał. Nikt nie skomentował.
Na te pytania nie było odpowiedzi.
I nigdy nie będzie.

Kolejny, trudny temat, Mistrzu. Mutanci. Jak żyją, jacy są, ilu ich jest? Mutanci nie zawsze muszą być źli. Oni żyją w wiecznym strachu i nie walczą, acz przeważnie uciekają. Przed ludźmi. Przed nami. Mutanci są inteligentni, rozumieją wszystko co dzieje się wokół. Nie rób z nich kolejnego stwora chaosu. To mogą być bardzo barwne postacie. Mogą się przydać. Pokaż mutantów jako bezradne, stworzenia, które nienawidzą tego świata. Chcą coś zmienić, ale nie mogą. Są tępieni, bestialsko zabijani. Łowcy urządzają na nich polowania. Mają cholernie ciężkie życie. Ale zapomniałeś? To przecież Stary Świat. W nim nic się nie da zmienić.

Slaine'owi dziękuję za pierwsze przygody z mutantami. Za pokazanie, że ludzie mogą być od nich po stokroć gorsi.


Opowiadanie zamieszczone dzięki współpracy z zaprzyjaźnionym serwisem

Elkander




Wyszukiwarka

Zainteresował Cię temat? Chcesz przeczytać więcej? Znajdź podobne artykuły dzięki naszej wyszukiwarce:

Komentarze

Brak komentarzy. Może będziesz pierwszy?

Napisz komentarz

Komentowanie tylko dla zalogowanych użytkowników.