Zareklamuj się na Strefie »
Nie masz jeszcze konta?
» Zarejestruj się
» Przypomnij hasło
Mven

Mven

Na początku nie istniało nic za wyjątkiem ciemności i Mvena. Mven był duchem unoszącym się pośród cienia. Nie posiadał on nic poza myślą. Przez miliony lat spoglądał tylko w czerń otaczającą go z każdej strony i rozmyślał. Wyobrażał sobie świat, jaki może istnieć poza granicą wiecznego cienia. Oczom jego wyobraźni ukazywały się istoty wszelkiego rozmiaru i gatunku. Ale nawet jego bystre oczy nie mogły przebić zasłony ciemności. Miał on jednak pewną władzę nad cieniem - wiedzę. Wiedzę, że może zniszczyć cień, stworzyć każdą z wyimaginowanych istot, stworzyć własny świat.
Był jednak jeden warunek, który go od tego powstrzymywał - musiał przypłacić go życiem. W zamian za spełnienie jednego z jego życzeń miał opaść na dno ciemności, gdzie skończą się jego myśli i pragnienia, gdzie skończy się jego marny żywot. Mven bał się tego. Bał się ponad wszystko.
W pewnej jednak godzinie w jego wyobraźni zrodził się pomysł bliski ideału. Zawładnęło nim pragnienie, którego nie mógł powstrzymać. Pragnienie silniejsze od strachu. Wtedy podjął desperackie postanowienie. Był gotów oddać za nie swe myśli i swoje życie. Mven zaczął opadać coraz niżej i niżej aż wreszcie osiągnął dno cienia. W ostatniej chwili swego życia ukazała mu się wizja. Zobaczył, że ciemność się rozjaśnia. Z cienia zaczął wyłaniać się szary ląd, jak wyspa pośród oceanu. Nad lądem unosiło się 12 duchów myśli. Miały one absolutną władzę nad wszystkim. Każda z ich myśli stawała się rzeczywistością. Wtedy Mven przeniknął myśli duchów. Ku swojemu przerażeniu spostrzegł straszliwy błąd. Każdy z duchów chciał mieć władzę nad innymi, więc kiedy jeden myślał 'Niech ta skała pęknie', to drugi myślał 'Niech żadna siła nie może zniszczyć tego głazu'. Wszystkie, więc duchy były bezsilne wobec siebie. Knuły intrygi i nic nie mogły zdziałać, bo wzajemnie sobie przeszkadzały. Nagle wizja urwała się. W sercu Mvena zrodził się żal, że zaprzepaścił daną mu szansę. W ostatniej swojej myśli nadał nazwę lądowi, nad którym unosiły się duchy myśli - Evened, co oznacza 'stracone nadzieje'.
Tak mijał niezliczony żadną miarą czas. Mven umierając nie wiedział o jednym - każde stworzenie, nawet najbardziej prymitywne miało odwieczny instynkt, który zrodził się jeszcze przed nim - instynkt pozostawienia potomstwa. Pragnienie to odczuwały także duchy myśl. Kiedy inne duchy zajęte były przeszkadzaniem sobie wzajemnie, jeden z nich odłączył się od reszty, zasłonił swoje myśli przed innymi i stworzył syna, innego jednak niż on i wszystkie inne istoty. Był on zupełnie niewidzialny, przemykał się bezszelestnie i potrafił ukryć swoje myśli przed duchami, które ciągle nie wiedziały jego istnieniu. Potrafił on także badać przeszłość nawet tą odległą o czas, którego dzisiejszy rodzaj ludzki nie potrafi pojąć. On to przebił się przez mrok i ożywił, Mvena, choć tylko w swojej pamięci. Sprzeciwił się w ten sposób woli tego, który był przed początkiem, ale, o którym nic nie wiedział. Ten, bowiem pragnął, aby Mven popadł w wieczne zapomnienie i nigdy już nie podźwignął się z wiecznego mroku. Wtedy to, kiedy Najmłodszy z Wszelkich Istot dostrzegł Mvena, spłynęły na niego wszystkie myśli jego, w jednym momencie. Dosięgła go wtedy żądza, aby stworzyć coś, czego będzie królem i czego chwałę będzie mógł podziwiać. Wtedy spośród ciemności wyłonił się Świat - Świat, w którym żyjemy, ale który został stworzony, tak dawno, ze moment ten popadł w zapomnienie. Świat idealny, bo przemyślany przez Mvena w ciągu jego życia wśród ciemności.
Wtedy jednak zdradę straszliwą dostrzegły inne duchy. Poczuły zazdrość, ze to nie one są twórcami tych wspaniałości i zapragnęły zniszczyć nowo powstały ląd. Wiele jednak z nich zawahało się. Zobaczywszy, bowiem wspaniałe rośliny i zwierzęta, stworzenia wszelkiej maści i rodzajów Duchy pokochały świat i chciały oglądać go w chwale i jasności. Część jednak z nich nadal oślepiona była zazdrością i chciała zniszczyć dzieło Nowej Istoty. Tak, więc w trwodze i strachu siedem z pośród dwunastu Duchów zdecydowało się zrobić jedyną rzecz, jaka dawała bezpieczeństwo Światu - postanowiły oddać życie za Nowy Ląd. W ten sposób pozostałe sześć duchów było bezsilne wobec mocy większości. Tak właśnie powstał Świat i zamknęła się ogromna i długa księga opisująca to, co było przed nim.

Na tym jednak nie zakończyły się dzieje świata, a rzec by można, że dopiero się zaczęły. Mven bowiem w swoich wyobrażeniach stworzył wiele istot, które konkurowały ze sobą o byt przez miliony lat, lecz wynik tej walki jest znany i jasny - wygrał człowiek, który jest dziś jedyną istotą myślącą stworzoną ongiś w głębi wyobraźni przez największego ze wszystkich stworzeń - Mvena. W tym, bowiem okresie, kiedy świat został stworzony Nowa Istota przyglądając się światu, postanowiła przybrać postać stworzenia
najdoskonalszego - Earona. Earony były to duchy blasku. Miały one postawę podobną do człowieka, były jednak wyższe i potężniejsze. Zamiast twarzy, pod nasuniętym kapturem srebrzystego płaszcza błyszczały jasno greudany - gwiazdy życia. Gdy greudana gasła oznaczało to koniec żywota Earona. Stara jednak legenda, o której wiele powiedziane będzie później, głosi, że każdy Earon, który zginie śmiercią szlachetną odrodzi się w najpiękniejszym ze stworzeń - w Mithendirze* i w jego ciele będzie odbywał dalszą tułaczkę. Lecz nie tak łatwo było zgasić blask Earoński. Minęło, bowiem wiele lat pomiędzy zstąpieniem Nowej Istoty, a śmiercią pierwszego z Duchów. Nowa Istota przybrała imię Ehenez i jako twórca wszystkich stworzeń świata ogłosiła ich się królem. Zebrała w jednym miejscu wszystkich Earonów i osiedliła się wraz z nimi u wybrzeży oceanu. Duchy jednak były stworzeniami przedziwnymi. Nie zmieniały one świata, jedynym, bowiem ich pokarmem był blask słońca. Całymi, więc dniami krążyli po lasach i ponad powierzchnią oceanu ciesząc się z życia, jakie zostało im zaszczepione. ?yły w spokoju i harmonii z naturą i światem - wspaniałym i idealnym.

Earonowie żyli bez trosk i w pokoju, nieświadomi istnienia innych stworzeń władających myślą. Tylko Ehenez, który znał wszystkie przemyślenia Mvena, wiedział o ich istnieniu. Jako ojciec Świata miał także dar jasnowidzenia, przepowiedział, więc, że coś zagrozić może Earonom. Była to jednak wizja odległa i niepewna.
Tymczasem wezwał wszystkie Duchy Blasku nad wybrzeże i na ich oczach zanurzył się w wodzie oceanu, ongiś nie tak wzburzonej jeszcze jak teraz. Było to nowością dla Earonów, nigdy, bowiem żaden z nich nie dotknął nawet powierzchni wody, zawsze, bowiem unosili się ponad nią. Ehenez zrobił to jednak, a wróciwszy, w rękach trzymał dziesięć błękitnych ogników, maleńkich i tlących się powoli. Zaniósł je wtedy do jednej z grot, jakich wiele było na skalistym wybrzeżu. Grota ta miała kształt idealnej kuli, na której dnie błyszczały wszelkimi kolorami przepiękne klejnoty. Zatopione były w ciepłej wodzie. W tym właśnie miejscu Ehenez je złożył, gdzie unosiły się one tuż nad wodą.
Od tej pory wszyscy Earonowie zaczęli doglądać magicznych płomyków. Nie wiedzieli, jakie istoty z nich się zrodzą, wiedzieli jednak, że są to ogniki życia, które przeistoczą się w żywe stworzenia. W pewnej jednak godzinie Ehenez zabronił wchodzenia do groty, w której znajdowało się nowe życie. Dał w ten sposób nowym istotom czas na dalszy rozwój samotnie i w spokoju.
W czasie jednego z odpływów wieczną światłość* ujrzało dziesięć nowych stworzeń. Kiedy Ehenez dowiedział się o tym, ponownie zebrał wszystkich Earonów, aby ci mogli oglądać piękno nowego życia. Istoty te były podobne do Duchów Blasku, twarze ich jednak bardziej przypominały ludzkie, o barwie niebieskiej. Stworzenia te były piękne ponad wszystko inne i Duchy pokochały je od razu. Ehenez nazwał je 'Geanami', co człowiek przetłumaczył jako 'kobiety'. Ze względu na miejsce, w którym się narodziły, kochały ponad wszystko chłodne groty, w których mogły odpoczywać, klejnoty, które podziwiały i wodę, której się nie bały i często zanurzały się w niej. Geany kochały także Earonów i dlatego połączyły się w raz z nimi w związki. Największa i najpiękniejsza z kobiet wybrała władcę Świata - Eheneza, a pozostałe dziewięć pokochały innych z Duchów. Wszystkie jednak miłowały swych wybranków i prędzej oddałyby własne życie, niż przecierpiały śmierć ukochanego.
Tak żyli długie lata w harmonii i miłości, a że byli nieśmiertelni, nie musieli martwić się o nic. Kochali się bardzo nawzajem i wiele z kobiet spłodziło potomków, wśród których był Emened, syn Eheneza i Mildany - najpiękniejszej z Gean. Tak więc Earonowie mnożyli się prędko, aż zaludnili ogromną dolinę zwaną później Beaną - 'Domem Króla'. Rozciągała się ona od błękitnych wód oceanu, po pasmo Gór Królewskich na północy, Rzekę Złocistą – Meanedę na zachodzie i granicę Lśniącego Lasu na południu.
W pewnej jednak godzinie coś zakłóciło ich spokój i ład. Coś czego Ehenez z dawna się obawiał. Jeden z młodych Earonów przyprowadził bowiem przed jego oblicze istotę nieznaną dotychczas Duchom. Był to mężczyzna jakiegoś nieznanego gatunku, odziany w skórę zwierzęcą, niższy od Earonów co najmniej dwukrotnie z długimi włosami sięgającymi za ramiona. Nie potrafił on czytać w myślach, za to Ehenez przeszył jego pragnienia wszelkie bez problemów, pomimo, że on posługiwał się nieznanym językiem. Zebrał wtedy wszystkich Earonów nad wybrzeżem i tam odbyła się narada nad dalszym losem dziwnego stworzenia. Najpierw przybysz opowiedział o sobie i swoim ludzie, a mówił wiele. Każde jednak słowo coraz bardziej dziwiło i bulwersowało Earonów, kochających naturę i piękno. Lud bowiem z którego pochodził przybysz, nazwany Endalanem, co oznacza ''Poseł złej nowiny'' znacznie różnił się od Duchów. Zmieniał on naturę na swoją korzyść, budował domy, zrywał owoce i zabijał zwierzęta. Za to znienawidzony został przez Earonów, którzy nie chcieli pozwolić na niszczenie i zabijanie. Wśród wszystkich najbardziej gwałtowni byli młodzi, a przywódcą ich stał się Erendel. Przemawiał on takimi oto słowami
- Czy nam, między którym jest ojciec tego Świata, godzi się zezwalać, aby te karły niszczyły i bezcześciły to, co powstało w zamysłach Mvena ? Ten oto lud, gotów jest przelać krew nie tylko zwierząt, ale też innych stworzeń tego świata, a nawet nas - największych z żywych! Nie możemy na to wyrazić zgody !!! Dla dobra Earonów, wszystkich stworzeń żywych i całego Świata musimy zniszczyć ten lud niepokorny, który szpieguje nasze poczynania i zakrada się na granice Błogosławionego Królestwa !! Na to Ehenez, widząc poparcie jakie zyskuje Erendel odpowiedział
- Obłąkańcy !! Czy śmierci przedwczesnej szukacie ?? To może i karły, ale walki i zabijania są nauczone. Wy jesteście szlachetni w pełni i zawahacie się podnieść rękę, nawet na największego nieprzyjaciela. Oni zaś od małego są uczeni jak szybko i skutecznie uśmiercić swoją ofiarę. Mówicie, że zagrażają innym stworzeniom ? A czy oni sami nie zostali powołani do życia w myślach Mvena ? Ja jestem jedyną istotą, żyjącą na tym świecie, której Wielki Duch nie jest autorem !! A czy zwierzę dzikie nie niszczy natury, depcząc po trawie i pijąc wodę z rzeki ?? Wiec może dobry uczynek czynią karły, skoro je zabijają ??
- Bluźnisz - krzyknął Erendel, a wraz z nim krzyczeli wszyscy Earonowie. Ehenez chciał coś odpowiedzieć, ale nikt go nie chciał już słuchać. Wszyscy za wyjątkiem kobiet i dziewięciu Królowi najwierniejszych mężczyzn, ruszyło na wojnę. Ehenez przywołał do siebie Endalana i nakazał ostrzec jego współplemieńców o zbliżającym się niebezpieczeństwie. Ten pognał przez lasy niczym zając goniony przez myśliwych.
Earonowie nie przyzwyczajeni do długi i forsownych biegów, dużo później przybyli do królestwa przeciwników, niż ci się tego spodziewali. Straże jednak dostrzegły ich z daleka, więc obrońcy przygotowani byli do bitwy. Nie brakowało im uzbrojenia ani wojowników, bowiem na co dzień trudnili się myślistwem i używali włóczni i łuków z zatrutymi strzałami, a także krótkich mieczy, okrągłych tarcz z drewna i lekkich pancerzy ze skóry.

Nieświadomych, zbyt zuchwałych i pewnych siebie Earonów złapali w zasadzkę, niczym dzikie zwierzęta. Droga bowiem Duchów prowadziła poprzez głęboki wąwóz wzdłuż którego ukryli się myśliwscy. Gdy więc tylko Earonowie weszli w kanion posypał się na nich grad strzał i zsunęły się ogromne głazy. Obrońcy zaczęli ześlizgiwać się ze ścian stoków i nacierać na nieprzyjaciół. Wtedy dopiero rozgorzała prawdziwa bitwa, którą do dziś opisują pieśni. Walka była zażarta i wyrównana i wynik pozostawał niewiadomą, aż do ostatnich chwil, szala bowiem przechylała się raz to na jedną, raz to na drugą stronę. W końcu jednak pomimo ogromnych strat zwycięstwo odnieśli myśliwcy, którzy od tej pory władali wschodnim wybrzeżem, przez długie jeszcze lata.
W momencie, gdy od strzały myśliwca padł ostatni z Earonów, Świat ogarnęła nieprzenikniona ciemność, a zwycięzcy skryli się między głazami. Wtedy to zobaczyli jak zgasłe już greudany - gwiazdy życia zabłysły białym światłem, skupionym w jednym, maleńkim punkcie i wzbiły się w stronę ciemności nieba. Zawisły na piedestale i do dziś przypominają nam o najszlachetniejszych z pośród istot, które sprzeciwiły się swemu władcy i zadecydowały o losie całego plemienia.
Myśliwcy tymczasem przerażeni, pobiegli do Błogosławionego Królestwa oczekując pomocy od Eheneza. Nie byli już dumnymi ze zwycięstwa tryumfatorami, lecz niczym pies łasi się u nóg swego pana, tak oni padli na twarz przed Królem, błagając go o przebaczenie i przywrócenie światła. Na to im jednak tylko tyle odpowiedział:
- Nie proście mnie, abym wam przebaczył popełnionych czynów, nie po waszej stronie jest bowiem wina, i to ja powinienem paść przed wami na kolana, abyście wybaczyli moim współplemieńcom i pozostawili przy życiu mnie i mi najwierniejszych. Nie mogę jednak przywrócić dnia wiecznego, tak bowiem został Świat stworzony w zamyśle Mvena i nie potrafię panować nad dniem i nocą. Mam jednak dar jasnowidzenia, więc powiem wam, że sami zostaniecie Seherodami - twórcami światła. Nic więcej objawić nie mogę. - Niech tak będzie - odrzekł jeden z myśliwców, podnosząc się z ukłonu - Przebaczamy tobie i twojemu plemieniu wszelkie winy, ale będziesz musiał opuścić swój dom i udać się za Ocean.
- Spełnię waszą wolę - Tymi oto słowami zakończyła się rozmowa jaką odbył Król Świata z najmniejszym z najmniejszego plemienia. Wtedy to Ehenez przywołał do siebie wszystkie kobiety, które schroniły się w lesie, czekając wyniku bitwy. Przestraszyły się ciemności, ale jednocześnie bardzo je pokochały, nie wiedząc jeszcze, że to greudany ich bliskich rozświetlają im drogę do nawołującego Króla. Stanęły przed nim, a on przemówił
- Mężowie wasi przegrali bitwę. Ich gwiazdy błyszczą pośród ciemności. - Słysząc to Geany popadły w straszliwą rozpacz i jedna za drugą rzuciły się w wzburzone wody oceanu, które tak kochały. Jeden z dziesięciu pozostałych przy życiu powiedział 'Tak oto zakończyły się losy szlachetnego plemienia, nie ma bowiem kobiet, które mogły by płodzić dzieci.' Na to jednak Ehenez odpowiedział jedynie milczeniem. Poprowadził on sobie najwierniejszych ponad falami oceanu i pożegnał ukochaną krainę. Na wieki.

Myśliwcy tymczasem uczyli się życia w nowych warunkach. Ciemność, która na początku była dla nich przekleństwem, szybko okazała się dużą pomocą w polowaniach. Pod jej bowiem osłoną wojownicy przemykali się nie spostrzeżeni, a zwierzęta które dotąd posługiwały się niemal wyłącznie wzrokiem, były zupełnie bezbronne. Mrok jednak wykształcił w nich nowe zmysły, które wykorzystywały nawet po powrocie jasności, a były nimi węch, słuch i dotyk. Do dnia dzisiejszego wszelkie dzikie stworzenia używają tych zmysłów, prześcigając w tym ludzi. Od czasu pamiętnej bitwy wiele zmieniło się w społeczności Wielkich Wojowników. Wzorem istot idealnych - Earonów, wyznaczyli swojego króla. Został nim Endalan, ten sam, który był powodem całej bitwy. On jednak był rozumny ponad wszystkich i przewodził współplemieńcom w czasie samej walki. On też pojął sobie za żonę Severrę i nakazał wybudować dla siebie i wszystkich swoich następców zamek, który jednocześnie miał stać się fordem obronnym. Wokół nowego lokum władcy pochowany wszystkich poległych. Do grobów złożono także ciała Earonów, do jednej wspólnej mogiły, w której jak mówi legenda leżą do dziś, choć ludzie zapomnieli o najdoskonalszych istotach tego świata. A pamięć o nich przetrwała już tylko w gwiazdach, błyszczących nieprzerwanie nad naszymi głowami.
Zamek króla nazwano 'Fordem Poległych', a w języku Myśliwych brzmi on 'Gredess'. Tam też zamieszkał Endalan wraz z Severrą.
Przez długie lata nic nie zakłócało spokoju Królestwa Myśliwców. Jego mieszkańców nie ograniczały żadne zasady, za wyjątkiem jednej - nikomu nie wolno było postawić nogi na ziemiach Beany ('Domu Króla'), dawnego miejsca życia Earonów. Był to hołd złożony przez myśliwych najwspanialszym z mieszkańców Ziemi. Para Królewska doczekała się syna, któremu nadano imię Karroe, co oznacza 'Odnowiciel'.

Karroe dorastał w atmosferze pokoju. Szczególnie jednak szybko przyswajał sobie naukę walki orężem i taktyki wojennej. Mówiono o nim, że zostanie wielkim wojownikiem - największym z rodu Myśliwców. Rodzice jego tymczasem zestarzeli się znacznie i postanowili przekazać władzę synowi, kiedy tylko ten ukończy dwudziesty rok życia.
Marzeniem chłopca od zawsze było przestąpić granicę Świętych Ziem i spacerować po tej samej trawie, która rosła pod nogami Earonów. Ale dekret Królewski pod groźbą śmierci, zabraniał Myśliwcom wchodzenia na ziemie Beany.
Pewnego jednak wieczora Karroe cichcem wymknął się z domu swego ojca i podążył w stronę 'Domu Króla'. Wiedział jednak dobrze, iż granice Świętości były dobrze strzeżone przez wartowników.


*Mithendir - [Mith] - piękny, wspaniały - [Endir] - istota, stworzenie. W dalszych częściach "Czegoś ja Silmarillion" duuuużo, dużo więcej na ich temat.

* W tamtym okresie, pomimo braku słońca, nad Światem panował wieczny dzień, a niebo miało kolor złoty.


- Hej, ty !! - Rrened poczuł jak zimny dreszcz przebiega mu o plecach. Zdjął go strach, że i tak nie dotrze do Beany, że złapią go wartownicy i poprowadzą do króla.
- Już za późno. I tak nie ucieknę - szepnął chłopak i zebrawszy się w końcu na odwagę, skoczył między drzewa. Przez chwilę leżał wstrzymując oddech. Usłyszawszy, że głos wartownika z każdą chwilą oddala się od niego i brzmi coraz słabiej, podniósł się z ziemi i biegiem ruszył przed siebie. Znajdował się w nieznanej, dzikiej i jak mu się zdawało, nieprzyjaznej krainie. Nie zważając na zagradzające mu drogę kłody i korzenie mknął ile sił w nogach, zagłębiając się w ciemny las. Niebo nad głową zdawało mu się ciemne jak nigdy, a gwiazdy ledwie tliły się mętnym światłem. Nagle w polu jego widzenia pojawiło się przedziwne wzgórze.
Sterczało jak wielka latarnia w morzu drzew i Rrenedowi zdawało się jakby od szczytu biło jasne światło. Bez chwili wahania skierował się ku niemu, z nową nadzieją w sercu. Jak w transie biegł przed siebie, potykając się często o kamienie i splątane gałęzie roślin, a światło błyszczące coraz bliżej niego przyciągało go i dodawało otuchy. Gdy w końcu znalazł się u podnóży wzgórza ze zdziwieniem stwierdził, iż stromo pną się przed nim kamienne schody, szerokie i przestronne, prowadzące najpewniej ku szczytowi. Rrened rozpoczął mozolną wspinaczkę ku górze. Z każdym krokiem ciemności wokół księcia zapadały coraz głębsze. Potworny strach przed nieznanym ścisnął jego serce. Chłopak zaczął sobie wyrzucać, że zdecydował się porzucić rodzinne strony i opuścić bezpieczne królestwo ojca. Beana wcale nie zdawała mu się piękna, jak to o niej mówiły legendy, a raczej straszna, złowroga i wcale niechętna do przyjęcia pielgrzyma z odległych stron. Nagle Rreneda oślepił strumień światła. Krzyknął ze zdumienia i mrużąc oczy po omacku ruszył przed siebie. Gdy jego wzrok przyzwyczaił się do jasności poznał rozwiązanie wcześniejszej zagadki. Szczyt wzgórza otoczony był pierścieniem srebrzystego ognia, a pomimo, że Rrened stał w nim po kostki, to płomień nie parzył jego stóp, ani też nie zajął butów czy ubrania. Chłopak doszedłszy do wniosku, że nic mu nie grozi przeszedł przez tańczące w powietrzu płomienie i ... aż zachłysnął się z podziwu. Ogień zniknął z jego oczu, a Rrenedowi wydało się, jakby znalazł się w innym świecie. Z każdej strony roztaczał się przed nim wspaniały widok, gwiazdy świeciły ogromne i jasne, tuż nad jego głową, a ściany wzgórza porośnięte były niezliczoną ilością drzew. Chłopak rozglądnął się. Widział jak na dłoni całe rozległe królestwo Beany, o którym dotąd mógł tyko śnić. Już nie żałował, że sprzeciwił się ojcu i zapuścił w nieznane. Spoglądnął przez swoje lewe ramię i poczuł jak nogi uginają się przed nim z zachwytu i podniecenia. Zobaczył bowiem, oświetlone gwiazdami, morze. Jaśniejsze od nieba, niebieskie i szare, błyszczało w dali, falując delikatnie. Brzeg był rozległy, piaszczysty, a pomiędzy złotymi ziarenkami błyszczało setki kolorowych punkcików. Rrened domyślił się, że to drogie kamienie, które kapryśny ocean porzucił w czasie przypływu. Gdy obrócił głowę w prawo, zobaczył bezkresny las. Teraz jednak drzewa nie zdawały mu się wcale ciemne i nieprzyjazne. Liście każdego z nich były jasnozielone, przeplecione srebrnymi i złotymi nićmi. Dalej, na granicy widoczności Rrened dostrzegł jasna kreskę rzeki, która od północnej strony chroniła drogi do Królestwa.
Książe uświadomił sobie, że las wcale nie jest cichy. Liście drzew, ocierając się o siebie, szumiały przy każdym tchnieniu wiatru. Tuż za uchem Rreneda ptak gwizdał radośnie, pozdrawiając jakby młodzieńca. Nagle, z setek ptasich gardeł, dobył się śpiew, melodia zadźwięczała w uszach księcia.
Oszołomiony nagłą zmianą, stał przez chwilę zasłuchany i nie mógł się nadziwić niesamowitemu śpiewowi ptaków. Każdy z nich robił to na własny sposób, na własną melodię, a mimo to setki głosików łączyło się w jedną przepiękną pieśń.
Czasem śpiew cichł po jednaj stronie, by za chwilę wybuchnąć po drugiej. Czasem Rrened słyszał tylko jednego ptaka, a po chwili dołączał się do niego wielogłosowy chór niezliczonej ilości stworzeń. Śpiew brzmiał wesoło, czysto perliście, ale wśród radosnych głosów ptasich młodzieniec dosłyszał także inną melodie - przejmującą smutkiem i bólem. Długą chwilę przysłuchiwał się, szukając jej źródła. Zdawało mu się, że słyszy ją tuż za swoimi plecami. Odwrócił się i zobaczył na jednej z gałęzi przepięknego ptaka, choć jego widok bardziej budził litość niż podziw. Cały był czarny, czarniejszy niż najciemniejsza noc, a z gardła dobywał się nabrzmiały troską cichy śpiew. Nagle melodia zachwiała się i urwała. Ptak uchylił przymknięte powieki i zobaczył wysmukłego młodzieńca, patrzącego wprost na niego. Sfrunął po chwili na ziemię, tuż pod stopy Rreneda i nagle... Chłopak przetarł oczy ze zdumienia. Przed sobą nie widział już małego stworzonka lecz... lecz piękną dziewczynę ubraną w czarną, błyszczącą suknię, z ciemnymi włosami spływającymi na ramiona i ogromnymi, błękitnymi oczyma pełnymi łez. Była ona niesamowicie piękna i to takim rodzajem piękna, którego nie spotyka się u śmiertelnych istot. Emanował od niej smutek i ból, a patrząc na nią Rrenedowi zdawało się, że nie ma takiej rzeczy która mogłaby go uśmierzyć.
- Dlaczego jesteś taka smutna, o pani ? - powiedział książę niepewnym głosem.
Dziewczyna podniosła na niego wzrok. Lodowaty dreszcz przeszedł Rreneda. Zdawało mu się, że oczy nieznajomej, choć zdawała mu się bardzo młoda, widziały już wszystko co można w świecie zobaczyć. Przez chwilę młodzieniec pomyślał, że jedyne czego pragnie dziewczyna to śmierć.
- Jestem Erana i kiedyś byłam wielką księżniczką tego królestwa. - słowa docierały do uszu Rreneda ze sporym opóźnieniem. Młodzieniec rozkoszował się samym głosem, nigdy bowiem nie słyszał tak przyjemnego dźwięku. - Ale okres jego świetności już dawno przeminął. Jesteś synem Endalana, prawda ? Twój ojciec ... - głos dziewczyny załamał się - Twój ojciec ... zabił mojego męża. - Erana palcem wskazała na jedną z gwiazd błyszczących na niebie. Wtedy Rrened zrozumiał dlaczego wydała mu się ona tak przedziwna. Należała do najwspanialszego plemienia. Jest jedyną jego przedstawicielką pozostałą tu --w dolinie. Zdało się mu także, że rozumie jej smutek. Wiele lat spędziła samotnie, ze świadomością, że nigdy już nie zobaczy ukochanego. Długi czas wahał się co odpowiedzieć dziewczynie.
- Wiele kobiet w naszym kraju także opłakiwało swoich mężów.
Erana zwróciła przenikliwy wzrok na chłopca. Nigdy nie patrzyła na to w ten sposób. Zawsze dostrzegała nieszczęście swoje, ale nigdy innych. Earonowie zginęli, ale wielu spośród Myśliwców także.
- Usiądź obok mnie, Rrenedzie. Opowiedz mi proszę o świecie, który jest poza tym królestwem.
Długo rozmawiali. On mówił jej jak wygląda życie w jego kraju, a ona jemu u dawnych czasach, które śmiertelni określają często mianem wieczności. A gdy Rrened z błyskiem w oku, właściwym tylko istotom bardzo młodym, wspominał wspaniałe bitwy, w których brał udział, gdy opowiadał jej o pędzących koniach, błyszczących tarczach i ostrych mieczach, Erana uśmiechnęła się. Pierwszy raz odkąd dowiedziała się o śmierci ukochanego. A kiedy Rrened zobaczył jej radość, zakochał się w niej bez pamięci. Z pełną wzajemnością. Nie było i nigdy nie będzie na świecie pary tak w sobie zamiłowanej. Od tej pory stali się nierozłączni. Wspominali czasy przed swoim spotkaniem i często milczeli wspólnie zasłuchani w śpiew ptaków i szum liści. Spoglądali razem na gwiazdy i spacerowali po złotym piasku wybrzeża.

Mijały długie lata, a wkrótce oboje mieli poznać jak straszny jest los śmiertelników. Rrened starzał się z każdym dniem i z młodzieńca przerodził się w starca. ?adne z nich nie chciało rozstania, ale było im ono przeznaczone. Z niepokojem więc myśleli o dnu, w którym świat będzie musiał opuścić Myśliwiec. A gdy pewnego dnia przyglądali się gwiazdom błyszczącym na niebie, Rrened zachwiał się i upadł. Twórca wszystkiego wzywał go do siebie, aby dopełnił los stworzenia śmiertelnego. Ale Erana wiedziała, że nie przeżyje już kolejnej straty. Miłość tych dwojga była silniejsza nawet od przeznaczenia. Więc kiedy Rrened żegnał się z nią ostatnimi słowy, zapłakało gorzko i pragnęła odejść z ukochanym do krainy zmarłych. A gdy słone łzy spłynęły z jej policzków i spadły na pierś mężczyzny, ziemia zadrżała. Nawet moc wszechmocnego nie mogła sprzeciwić się miłości tej pary. Ich dusze, jak ongiś greudany Earonów, zapłonęły na niebie i jaśnieją tam do dziś. Rreneda przezwano Słońcem, Erane - Księżycem. Ich miłość nigdy się nie skończy i trwać będzie aż po krańce świata.

Powyższe fragmenty to jedynie początek historii naszego świata. Innej, piękniejszej historii, w której obok śmiertelnych ludzi poznać można wiele plemion, tak nam bliskich i dalekich zarazem. To alternatywna przeszłość naszej planety, niosąca nadzieję nie tylko na lepsze wczoraj, ale i lepsze jutro.

Opowiadanie zamieszczone dzięki współpracy z zaprzyjaźnionym serwisem

Elkander

Wyszukiwarka

Zainteresował Cię temat? Chcesz przeczytać więcej? Znajdź podobne artykuły dzięki naszej wyszukiwarce:

Komentarze

Brak komentarzy. Może będziesz pierwszy?

Napisz komentarz

Komentowanie tylko dla zalogowanych użytkowników.