Zareklamuj się na Strefie »
Nie masz jeszcze konta?
» Zarejestruj się
» Przypomnij hasło
Recenzja

Recenzja

Data opublikowania: 01.09.2010, 13:19

Trzeba przyznać, iż dzieło firmy Runic Games zawstydziło innych producentów gier.

W czasach, kiedy to miliony osób czeka na trzecią odsłonę Diablo, na rynku dość niespodziewanie pojawiło się Torchlight. H’n’S o cukierkowej grafice od razu został okrzyknięty „klonem” i „podróbką” klasy spod skrzydeł Blizzarda. Niezależnie od tego jak się mówiło na dzieło firmy Runic Games to i tak wiele osób odeszło od polowania na Andariel czy Mefista i wyruszyło w podróż ku nieznanemu, czychającemu na nich w kopalniach Emberu.

Czy oby na pewno Torchlight można nazwać klonem Diablo?  W obecnych czasach, kiedy to gry powielając dość często rozwiązania z innych produkcji, raczej musimy wystrzegać się takiego określenia. Nie mniej jednak produkt firmy Runic Games posiada mnóstwo rozwiązań zaczerpniętych z serii Diablo i każdy kto kiedykolwiek grał w dzieło, którego trzecią część ujrzymy „niebawem”, co chwilę będzie miał odczucie, że to już było, że to zna i to z jednej i tej samej gry. Cóż się jednak dziwić, skoro dwie osoby z Runic Games to byli twórcy gry, która za pomocą BattleNet wciągnęła miliony graczy na tysiące godzin. Z tego powodu, mimo podobieństw i odczucia „tego samego” należy porzucić te stwierdzenia i uszanować pracę twórców Torchlight. W końcu – wykorzystali oni swoje pomysły, które zastosowanie miały wcześniej w innej grze i przyniosły jej sukces.

Porzucając wątek „podróbki” nie pozostaje nam nic innego jak skupienie się na cechach i właściwościach gry spod skrzydła Runic Games.

Torchlight pod względem fabularnym to banalna i nie wciągająca przygoda. Wątek główny kręci się wokół plagi potworów, które zagnieździły się w okolicznej kopalni Emberu. Dość szybko pojawia się połączenie postaci Alrica z całym tym zajściem. I to właśnie na odnalezieniu tej postaci skupimy się najbardziej, na dobrą sprawę wiedząc, co będzie dalej.

Na tym jednak nie koniec zadań jakie oferuje nam Torchlight. Jeżeli tylko będziemy chcieli to możemy skorzystać z serii misji pobocznych, które bez ogródek można podzielić na dwie grupy: idź i zabij ; znajdź i przynieś. Zaznaczyć jednak warto, iż zleceniodawcy tych zadań to różniące się od siebie charaktery, mające własne pobudki (nakreślone fabularnie) do tego by skorzystać z naszych usług.

Nie tyle z naszych, co z usług postaci, którą będziemy grać. A tutaj wybór zdawać się może, iż jest bardzo wąski i zamyka się pomiędzy trzema klasami – Alchemikiem, Niszczycielem i Zwyciężczynią. Nie mniej jednak, każda postać ma trzy drzewka umiejętności. Rozwijanie poszczególnych może sprawić, iż będziemy mieli łącznie w pewnym sensie 9 klas postaci, a możliwość łączenia umiejętności z drzewek u danego charakteru to już neverending story. Tym bardziej, że na ogół jest to 30 umiejętności (w przypadku Alchemika 33), a do całości dochodzą jeszcze czary.

W podróży nie będziemy mieli zbyt wielu towarzyszy, ale za to jednego wiernego. Już na samym początku gry zdecydujemy czy będzie to kot czy pies i jak się będzie wabił. Niezależnie od wyboru – nasz zwierzak rozwija się tak samo i ma te same właściwości. Różnica polega na wyglądzie i odgłosach. Ale przecież nie każdy musi lubić koty…

W trakcie gry fabuła na dobrą sprawę zanika. Górę bierze rozwój postaci i co do tego konieczne – mordowanie mas przeciwników. Szkoda jednak, że kreatury, z którymi przyjdzie nam walczyć, są tak mało różnorodne. Nie zabiera to jednak graczowi satysfakcji z pozbawienia życia kolejnych hord potworów.

W Torchlight natkniemy się na dwa rodzaje bossów. Jedni nakreśleni są przez fabułę główną. Dzięki temu są wyjątkowi, potężniejsi, a zabicie ich jest konieczne by pójść dalej. Pozostali (nawet ci z questów „idź i zabij”) to zwykłe potwory większych rozmiarów. Otoczone chmarą swoich małych odpowiedników, stwarzają nam większy problem. Mimo, że walka z nimi nie jest konieczna, to jest opłacalna. To właśnie na dropie z nich będziemy się opierać.

Kogokolwiek jednak byśmy nie pokonali, to zebranie fajnych przedmiotów, czy też całych zestawów na singlu jest praktycznie niemożliwe. A jakby nie patrzeć – w Torchlight oficjalnie nie ma możliwości kooperacji z innymi graczami. Dlatego też, pomimo tego, iż gra oferuje nam pięć rodzajów przedmiotów ze względu na ich właściwości (zwykłe, magiczne, rzadkie, unikatowe, zestawy) to liczenie na komplety jest niczym szukanie igły w stogu siana.

Różnorodność elementów ekwipunku również nie jest zadziwiająca. Są to części dobrze znane z innych gier, co jednak w produkcjach typu h’n’s przestaje dziwić.

Urozmaiceniem i rozbudowaniem gry miały być klejnoty, ryby i zaklęcia. Te ostatnie na dobrą sprawę przegrywają z umiejętnościami. Jest ich mało i bazowo mają sześć poziomów. Są one jednak efektowne i wielce przydatne w trakcie gry, a zastanawianie się „jakie jeszcze znajdziemy w grze” dodaje Torchlight pikantności.

Ryby to ciekawe rozwiązanie, ale na dobrą sprawę – tylko na pierwszych poziomach. Później łowienie nie sprawia tylko radości, bo dążymy do jak najszybszego przejścia. Lecz „chwila wytchnienia” z wędką powraca przy kolejnym przechodzeniu gry. Wtedy to i przemiana zwierzaka za pomocą ryb staje się częstsza i efektywniejsza.

Klejnoty to różnorodność barw i właściwości. Na dobrą sprawę można powiedzieć, że podstawowych jest w grze ponad 100 (licząc różne klejnoty na różnych poziomach), a do tego dochodzą świecidełka o różnych, losowych właściwościach i te specjalnie określone. Zbieranie ich i transmutowanie na coraz to lepsze, to zabawa wymagająca ogromnej cierpliwości, ale niosąca ze sobą ogromną frajdę. Co więcej – ostatnie formy klejnotów niosą ze sobą bardzo duże bonusy, a to sprawia, że nasz bohater staje się jeszcze lepszy i o wiele bardziej konkurencyjny.

Torchlight nie dość, że prawie nic nie waży (400Mb) i ma banalne wymagania jak na obecne czasy, to jednak ma ciekawą i przyjemną grafikę, na której miło zawiesić oko. I pomimo tego, że jej cukierkowatość i wygląd potworów może wskazywać bardziej na dzieło dla młodszych graczy, to każdy znajdzie fun w przemierzeniu kopalń i więzień w pobliżu Torchlight.

Trzeba przyznać, iż dzieło firmy Runic Games zawstydziło innych producentów gier. Torchlight pokazuje, iż genialna grafika i ogromne wymagania, wcale nie są konieczne do tego by gra zyskała miano hitu, miała wielką gry walność i okazała się konkurencyjna. Zastosowanie wielu dobrze znanych i sprawdzonych elementów, które się dobrze przyjęły, zebranie ich w jedną kupę, dodanie temu specyficznego charakteru i wyglądu – to widocznie idealna recepta na sukces. Runic Games śmiało może uznać Torchlight za triumf i śmiać się w twarz innym producentom pracującym lata nad grami, a odnoszącymi porażki.

Wyszukiwarka

Zainteresował Cię temat? Chcesz przeczytać więcej? Znajdź podobne artykuły dzięki naszej wyszukiwarce:

Komentarze

Brak komentarzy. Może będziesz pierwszy?

Napisz komentarz

Komentowanie tylko dla zalogowanych użytkowników.