Fani serii Dungeon Siege aż sześć lat musieli czekać na jej trzecią już odsłonę. W tym czasie zmienił się producent gry, jej wydawca, a także polski dystrybutor. Czy w takim razie można mówić o pełnoprawnej kontynuacji? Czy gra jest w ogóle godna miana następcy rewelacyjnego Dungeon Siege II?
Pierwsze wrażenia
Jak najbardziej negatywne. Cieniutkie pudełeczko zniweczyło moje nadzieje na poradnik z mapami i opisami questów. Na półce prezentuje się naprawdę skromnie (patrz zdjęcie). Wizja grania bez pomocy książeczki wydała mi się przerażająca, szczególnie że ona (jak i jeszcze parę elementów, o których mowa będzie później) stanowiła dla mnie esencję Dungeon Siege. Jeszcze parę minut bojów z platformą Steam i oto jest.
Twórcy postanowili zrezygnować z typowego dla hack&slash widoku z góry, w zamian serwując nam ten znany z Dragon Age - zza pleców postaci. Od samego początku kamera zdaje się być stworzona by zirytować gracza, uniemożliwiając szeroki obraz pola walki, a tym samym satysfakcjonującą rozgrywkę. Zmiana sterowania z myszki + klawiatury na klawiaturę + myszkę sprawia, że gra jest bardziej zręcznościowa niż poprzednie części.
Pamiętacie te hordy potworków i mnóstwo, mnóstwo ekwipunku? I to szukanie zestawów, by zapewnić sobie bonusy, to rozdawanie punktów doświadczenia w rozbudowane drzewko umiejętności?
Po dwóch godzinach grania: To już nie to samo… Zabili ducha Dungeon Siege!
Bohaterowie i fabuła
Do wyboru mamy cztery różnorodne postacie: Lucasa – walczącego wręcz, Katarinę – strzelającą z broni palnej, archontkę Anjali – władającą magią ognia oraz Reinharta – maga „elektryka” . Myślę, że każdy znajdzie tu bohatera idealnego do swojego ulubionego stylu walki. Wybór w porównaniu do poprzedniczek nie jest duży. Co więcej, w drużynie na raz może być jedynie dwóch członków, a nad tym drugim (poza wybieraniem mu ekwipunku i przydzielaniem punktów doświadcz
enia) nie mamy kontroli w walce. Na szczęście, ich sztuczna inteligencja nie zawodzi, choć najlepiej grało mi się w ustawieniu Katarina + Anjali. Co jakiś czas, w zależności od tego, z którym sprzymierzeńcem akurat jesteśmy, jego poziom zaufania wobec nas będzie się obniżał lub podwyższał. Twórcy postawili na rpg, dodając kwestie dialogowe, od których wyboru będzie zależał finał rozgrywki.
Sama fabuła wydaje się być bardziej rozbudowana niż w poprzedniej części. Mamy do wypełnienia misję wznioślejszą i poważniejszą. W naszej drużynie nie zagoszczą dziwne stwory, a inne rasy pojawiające się w grze to w większości nasze cele. Głównym złym bohaterem, dla odmiany, jest kobieta, Jayne Kassynder. Nie będę tu przybliżać dokładnego rysu fabularnego, ale myślę, że jest on satysfakcjonujący. Epickie bitwy, ciekawe zadania – często ich doświadczymy. Szczególnie pod koniec gry dane nam będzie stoczyć wiele pojedynków, z czego każdy wydaje się być tym ostatnim. Nawet na najniższym poziomie trudności, wrogowie stanowią wyzwanie, a z niektórymi będziemy się zmagać nawet po parę razy.
Po pięciu godzinach grania: Hm… W sumie to fajnie mi się gra.
Grafika i sterowanie
Zupełnie inna grafika (choć jakościowo lepsza) przypomina bardziej tą z Dragon Age. Nie uniknięto małych bugów: wystających niewidzialnych skał, zacinania się postaci. Nawet na najniższych ustawieniach detale cieszą oko. Miłym elementem jest dynamiczne zmienianie się lokacji, pozbawiające nas „przyjemności” oglądania ekranów ładowania. Gra jest przez to płynna i pozwala bardziej się na niej skupić.
Jak już wspominałam, dużym mankamentem jest brak poradnika. W grze nie możemy zobaczyć danej mapy w całości, jedynie w dwóch stanach przybliżenia. Jest to niesamowicie irytujące, gdyż nie raz zdarzy nam się biegać tam i z powrotem w poszukiwaniu celów questów. W pełni wtedy odczuwamy marnotrawstwo czasu, chociaż właśnie z takimi przebojami gra zajęła mi jedynie 11 godzin.
Do sterowania po pewnym czasie można się przyzwyczaić. Irytująca kamera denerwuje mniej, a nauka uników nie trwa długo. Najgorszej jest z wchodzeniem pod górkę i klinowaniem się w kącie planszy – kamera potrafi zwariować i nie zobaczymy nic, oprócz naszej imponującej śmierci.
Po siedmiu godzinach grania: Jeszcze tylko jeden quest… Jeszcze tylko chwila i kończę na dziś.
Esencja Dungeon Siege
Pamiętacie tajemniczego stworka z poprzedniej części? Tego, który kradł nam ekwipunek i uciekał? Niestety, tu go nie zobaczymy.
Hordy różnych stworków i wypadające z nich góry ekwipunku – unikalne, rzadkie, wyjątkowe bronie i zbroje, zwoje czarów, zestawy, których skompletowanie daje nam niewyobrażalną satysfakcję i dodatkowe bonusy? Niestety, tego tu nie ma.
Drużyna złożona z czterech członków, nad którymi można panować, zmieniać punkt widzenia w trakcie każdej rozgrywki, w zależności czy mamy ochotę postrzelać sobie z dystansu, czy wpaść w środek walki? Niestety, nie tutaj.
Rozbudowane drzewko umiejętności, różne możliwości pokierowania ścieżką rozwoju każdego z bohaterów? Niestety, tutaj jest to uproszczone i zredukowane do minimum. Chociaż trzeba przyznać, że umiejętności postaci są różnorodne i potężne.
Po dziewięciu godzinach grania: O nie, ostatni boss! O, następny?
Aspekt społecznościowy
Moda z konsoli przeszła ostatnio również na gry komputerowe, mianowicie system osiągnięć, czyli tzw. achievementy. Do odblokowania mamy 44 zadania, jedne łatwiejsze, inne niemalże niemożliwe. Taki chwyt z pewnością przyciągnie graczy na dłużej do gry, kto by nie chciał zdobyć ich wszystkich? Niektóre wymagają od nas co najmniej czterokrotnego przejścia głównej osi fabularnej. Inne każą nam poznać odmienny tryb gry – multiplayer.
Możemy w nim zagrać drużyną, zawierającą każdą dostępną postać w grze. Ciekawie rozwiązano wybór opcji dialogowych, przez co gra ma również element rywalizacji, nie tylko współpracy. Zamiast wojować solo, mamy możliwość przejść całą grę razem z trzema innymi graczami. Brzmi ciekawie, ale czy wykonalnie?
Po jedenastu godzinach grania: Wow.
Podsumowanie
Jeśli macie w pamięci Dungeon Siege II – przed zagraniem w kontynuację lepiej go z niej wymażcie. To już nie ten sam ukochany hack & slash, tej gry praktycznie nic go z nim nie łączy. Jeśli jednakże zapomnimy, że jest to kolejna część serii, a zaczniemy ją oceniać jako zupełnie nową grę, okaże się, że jest ona bardzo dobra. Twórcy zaserwowali nam zręcznościowe cRPG, w które gra się naprawdę dobrze. Choć zapewnia stosunkowo mało godzin gry, wciąga i satysfakcjonuje.
Jeśli miałabym grę ocenić w skali dziesiętnej dałabym jej 7.5/10. Choć nie jest to tytuł godny miana kontynuacji Dungeon Siege II, gra się w niego świetnie.
Zalety:
+ świetna grafika
+ rozbudowana fabuła
+ muzyka
+ multiplayer i achievementy
+ elementy zręcznościowe
Wady:
- to już nie jest prawdziwe Dungeon Siege
- mało rozbudowany rozwój postaci
- brak możliwości sterowania innymi bohaterami
- bugi, praca kamery
- brak poradnika
Za egzemplarz gry do recenzji dziękujemy firmie Cenega.