Rzeczywistość niestety nie jest tak słodka jakby się to mogło wydawać. Naprawdę nie wierzą, aby istniało cudowne lekarstwo, ponadto – są ludźmi, którzy za wszelką cenę chce wytępić mutacje. Zwabiają mutantów do siebie pod przybraniem doktorskich kitlów i przy użyciu pięknych – choć pełnych obłudy i kłamstwa – słów. Biorą potem takiego mutanta, badają, przeprowadzają serie zabiegów i bynajmniej nie używają do tego środków przeciwbólowych… Ich badania dostarczają im informacji o mutacjach, które wykorzystują, aby dowiedzieć się o słabych punktach danego rodzaju. Chodzi tu o dokładną budowę ciała, na które spośród czynników fizycznych i chemicznych są szczególnie podatni, generalnie mocne i co najważniejsze – ich słabe strony. Po skatalogowaniu i obróbce wszystkich informacji wykorzystują je do opracowywania taktyk walki oraz amunicji, właśnie przeciwko wszelkiej maści mutantom. Ma to im, oraz reszcie ludzkości, pomóc w przyszłości zetrzeć mutacje z powierzchni powojennego świata. By ich kłamstwa nie wyszły na jaw klinika jest specjalnie rozdzielona na dwa główne oddziały tak, aby ludzie nigdy nie mieli do czynienia z mutantami i vice versa. Również wśród „normalnych” mieszkańców okolicznych miast opłaceni zostali ludzie, często z widocznymi śladami po operacjach, którzy z nienawiści do mutantów i miłości do pieniądza zgodzili się udawać „nowonarodzonych”.
Jak na lekarzy przystało postarali się by zdobyć odpowiednie lekarskie odzienie i ekwipunek, o które jest dziś niewiarygodnie trudno. W ich wizerunku elementem łączącym jest doktorki kitel, często poplamiony „zachęcająco” krwią i innymi, bliżej nieokreślonymi substancjami. Od czasu do czasu przewinie się ktoś ze stetoskopem, rękawiczkami ochronnymi, bądź maską lekarską. Tam gdzie oczy pacjentów nie sięgają trzymają także Płaszcze Bitewne, trochę zakupionych broni palnych i strzeleckich oraz mnóstwo specyfików przeciwko mutantom własnej produkcji.