Zareklamuj się na Strefie »
Nie masz jeszcze konta?
» Zarejestruj się
» Przypomnij hasło
Recenzja Mass Effect 2

Recenzja Mass Effect 2

Data opublikowania: 19.02.2010, 08:58

Pudełko z „Mass Effect 2” przez długi czas leżało na moim biurku nienaruszone. Z tyłu opakowania straszyły mnie ikony mówiące o zawartej w środku przemocy oraz przekleństwach - rzeczach, których jako prostoduszny informatyk, szczerze się brzydzę.

No i ta presja. Ratowanie galaktyki? Może to niezbyt odkrywcze, ba! może wręcz całkiem sztampowe, ale jednak… Ratowanie galaktyki to spore wyzwanie dla tak młodego jak ja człowieka. No i tak zupełnie poważnie mówiąc, zawsze preferowałem RPGi w klimacie fantasy, SF zaś starałem się omijać szerokim łukiem.

Nic więc dziwnego, że przez spory czas udawałem, że leżące na biurku pudełko nie istnieje. Jednak im bardziej starałem się go nie dostrzegać, tym bardziej ono tam było. Gdyby tylko miało ślepia zapewne łypałoby na mnie złowrogo, gdyby miało usta szeptałoby „Zainstaluj mnie! Zagraj!”.

Impas trwał aż do dnia, gdy zdałem ostatni egzamin w sesji zimowej. Czułem rozpierająca mnie energię - teraz, gdy udało mi się pokonać równie urodziwą co inteligentną doktor matematyki, świat stał przede mną otworem. Mogłem dokonać wszystkiego! Poczułem, że podołam nawet największemu wyzwaniu! Uratuję ludzkość! 

Na początku nieufnie spoglądałem na ekran mojego laptopa. W „Mass Effect 1” nie grałem, zupełnie nie znałem świata, prolog zaś rzucił mnie od razu na głęboką wodę. Katastrofa statku? Jakieś wybuchy, jakieś trupy?

- Hej stary, a co jeśli umrę w pierwszej misji? - Zapytałem zlęknionym głosem siedzącego ze mną przyjaciela.
- No to będziesz miał krótką recenzję do napisania, wyluzuj.
- Aha, to spoko.

No i umarłem. I wiecie co? Nie, to wcale nie koniec recenzji. Otóż komandor Shepard zostaje na naszych oczach zrekonstruowany w ramach projektu „Łazarz”. No tak, przecież musimy uratować wszechświat! Zaczynajmy!

Sensownie wkomponowany w rozgrywkę samouczek pozwala mi dość szybko opanować (mocno intuicyjny swoją drogą) tryb rozgrywki. Jest pierwszy plus, który skrzętnie odnotowuję.

Po nim zaczynają lecieć minusy. To co cieszyło mnie, jako swoiste smaczki, w pierwszych minutach rozgrywki, po jakimś czasie staje się koszmarem.

Żeby zdobyć parę kredytów musimy hackować zabezpieczenia w różnorakich sejfach, laptopach i pokrewnych urządzeniach. „Hackować”, ho, ho, jak to mądrze brzmi! Chodzi o grę na poziomie sześcioletniego dziecka – połącz jednakowe elementy parami, albo, dla odmiany, wybierz element taki jak na wzorcu z dziewięciu dostępnych. Ambitne.

Na początku nawet mi się podobało, ale pod koniec gry miałem już  tego dość. Rozegrałem ponad setkę gierek – wszystkie poziomem trudności urągające mojej inteligencji i wszystkie delikatnie mówiąc nudne. Gdzie te czasy, gdy wystarczyło kopnąć beczkę,  żeby z niej artefakt wyleciał?!

Poza kredytami, do różnorakich badań, potrzebne nam są też  różne surowce. Aby je zdobyć musimy skanować sondami przeróżne planety... I wiecie co? Znowu, coś co na początku wydawało mi się fajnym urozmaiceniem, na końcu rozgrywki było dla mnie nużącą katorgą.

Mimo to grałem dalej. Krok po kroku zdobywałem nowych towarzyszy, rozwijałem ich moce, zjednywałem sobie ich lojalność, a w przypadku damskiej części załogi także uczucia... Uczucia, mocne słowo. Kiedy moja dziewczyna u mnie była starałem się nie włączać gry, aby czasem zbyt odważny tekst Jack czy Tali nie wywołał niepotrzebnej zazdrości, w końcu „Mass Effect 2” było zapowiadane jako gra, w której interakcje na tle seksualnym będą jednym z głównych wątków pobocznych.

Na licznych serwisach internetowych modny ostatnimi czasy jest zwrot „są  cycki, jest okejka”. Niestety tym razem „okejki” przyznać się nie da – erotyzm bijący z filmików w „Mass Effect 2” jest tak wyzywający, że podobne treści można by nie budząc zbytniego zgorszenia dołączyć do „Lwa Leona” czy innej gry dla dzieci. Poczułem mimo wszystko pewien niedosyt – jeśli pół opakowania pokrywają informacje o tym, żeby pod żadnym pozorem do gry nie dopuszczać nieletnich, to można by pokusić się o coś odważniejszego, niż symulowany stosunek w ubraniu. Albo całkowicie sobie ten aspekt odpuścić – półśrodek który zastosowano w mojej opinii był niestety dość słaby.

Uf. Spełniłem się jako rzetelny recenzent, wypisałem wszystkie wady, jakie w czasie całej rozgrywki rzuciły mi się w oczy. Pewnie oczekujesz, drogi czytelniku, że teraz ciurkiem powymieniam wszelakie plusy?

To nie takie proste. Główną zaletą „Mass Effect 2” jest niesamowita grywalność i klimat, który sprawił, że niemal nie mogłem się odeń oderwać. Ciekawość, co będzie dalej, jak to się skończy, czym zaskoczy nas kolejna misja… I satysfakcja z odstrzelenia głowy kolejnemu kosmicznemu zombiakowi, rzecz jasna!

I tak aż do finału. A co to był za finał! Ostatnie godziny rozgrywki zmieniły diametralnie moje spojrzenie na „Mass Effect 2”. Wszystkie wątpliwości, rozważania w stylu „czy ta gra naprawdę zasługuje na oceny w stylu 10/10 z CD Action” i tym podobne rozwiały się momentalnie.

Bowiem, po godzinach zmarnowanych na rozwiązywanie „łamigłówek” i zabijanie NPCy, w końcu zaczęło się prawdziwe RPG. Od tego jak dobrze przygotowaliśmy się do misji oraz czy zdobyliśmy lojalność naszych podwładnych zależało bowiem naprawdę wiele.

Szczere, płynące z głębi serca, przekleństwo wyrwało się z mych ust, gdy oglądałem jak jeden po drugim giną członkowie mej drużyny (na których pozyskanie poświęciłem przecież tyle godzin!) w czasie kosmicznej bitwy. Gdy umarła moja świeżo zdobyta miłość poczułem prawdziwy smutek - emocje, które naprawdę rzadko wywołuje we mnie jakakolwiek gra komputerowa. „Co tam komandorze, nie warto wydawać kredytów na ulepszenie statku, bo statkami się w tej grze nie walczy, prawda?” - siedzący na mym ramieniu Diabełek śmiał się do rozpuku. Oto bowiem jest klucz gier fabularnych: podejmować decyzję i z pokorą przyjmować ich konsekwencje.

Wchodząc do siedziby wrogów musiałem wydawać kolejne rozkazy. Na drodze do finałowej walki zostało wielu towarzyszy broni, czy raczej, wiele ciał. Mimo to, z determinacją w sercu, szedłem dalej: żadnego wczytywania save’ów, żadnej straty czasu. Uratowanie galaktyki jest ważniejsze niż życie kogokolwiek z nas!

Misja jest najważniejsza - z tymi słowami skazałem na śmierć  załogę własnego statku nie przydzielając im nikogo do ochrony. Dlaczego? Bo wierzyłem w to, że misja naprawdę jest najważniejsza. Podejmując tą decyzję czułem jej ciężar, wiedziałem co oznacza... I czułem się jak prawdziwy komandor Shepard, a nie zblazowany gracz wydający puste rozkazy.

I gdy w końcu się udało, gdy wróg został pokonany, poczułem swoistą dumę.  „Mass Effect 2” zaskoczyło mnie w tej finałowej misji głębią uczuć, konsekwencji płynących ze wszystkich podejmowanych przez nas działań, mnogością zakończeń. Zaskoczyło mnie w sposób skrajnie pozytywny, skutecznie rekompensując wszystkie wady, które wymieniłem na początku tekstu.

Z czystym sumieniem mogę napisać: ja obroniłem wszechświat, „Mass Effect 2” obroniło się samo.

Ocena: 9/10

Zalety:

  • Wysoka grywalność, ciekawie rozwiązana walka.
  • Wciągająca fabuła.
  • Mnogość możliwych zakończeń.

Wady:

  • Konieczność żmudnego skanowania planet i wysyłania sond w celu uzyskania surowców
  • Zdobycie większości łupów wymaga ciągłego przechodzenia dwóch, mocno prymitywnych, łamigłówek.
  • Niegrzeczne załogantki wcale nie są tak bardzo niegrzeczne jak obiecywano.

Wyszukiwarka

Zainteresował Cię temat? Chcesz przeczytać więcej? Znajdź podobne artykuły dzięki naszej wyszukiwarce:

Komentarze

Avatar
Vatran, 19.02.2010, 16:19
Recenzja znośna, ale roi się od spoilerów, jeśli przeczyta ją ktoś nieznający gry to będzie miał spory problem z wczuciem się w fabułę, za dużo tu ujawniono...
Avatar
Gamec, 20.02.2010, 15:14
@Vatran: Nie przesadzałbym znowu z tą ilością spoilerów :P.
Avatar
Vatran, 20.02.2010, 15:20
Nie są liczne, ale ważne, zwłaszcza ten załogowy w końcówce :P ... Czytelnicy niekoniecznie chcą wiedzieć cokolwiek o grze przed dograniem jej do końca/kupnem
Avatar
Frey, 16.04.2010, 18:41
To żadne Spoilery, gdyż tego wszystkiego dowiadujemy się po 10 minutach gry, więc o spoilowaniu nie ma co tutaj mówić.

Co do Samej gry to ME2 to dla mnie jakieś nieporozumienie, ME 1 był dużo dużo lepszy. Generalnie ja się zawiodłem.

Napisz komentarz

Komentowanie tylko dla zalogowanych użytkowników.