Zapraszam do drugiej części artykułu Apokalipsa w grach.
Stalker: Cień Czarnobyla
STALKER od samego początku przesiąka klimatem niczym radioaktywna gąbka. Powstająca ponad 5 lat, a wydana w 2007 roku, gra studia GSC Game World od razu zawładnęła sercami graczy na całym świecie. Jak można się domyślić, inspiracją dla twórców była katastrofa w Czarnobylu, która odgrodziła miasto od świata, jak i powieść braci Strugackich „Piknik na skraju drogi”. W zgrabny sposób połączyli te dwa światy, z każdego czerpiąc to, co w nim najciekawsze.
Dzięki temu trafiamy do Zony, miejsca tak niebezpiecznego, że zostało otoczone wojskowym kordonem. Mimo to na tereny Czarnobyla ciągle dostaje się wielu poszukiwaczy przygód/skarbów. Żyją tam dzikie zwierzęta, liczne niebezpieczne mutanty oraz ludzie. Podczas całej gry napotkamy wojskowych, Stalkerów jak i zwykłych bandytów. Zone mimo całej swojej otoczki zniszczenia, bólu i strachu można uznać za miejsce… piękne. Świat jest dość rozległy, oferuje kilka połączonych ze sobą „tunelami” plansz (budowa świata jest praktycznie taka sama jak w Borderlands), do których dostęp dostajemy wraz z postępami w grze, jednak generalnie możemy się po nich przemieszczać dość swobodnie.
Podczas całej gry napotkamy dużo zapierających dech w piersiach widoków. Odwiedzimy lokacje takie jak Kordon, sam przedsionek Zony, w którym anomalie nie występują aż tak często, opuszczone miasto Prypeć, a także sam Czarnobyl. Celowo przedstawiłem wam tylko trzy lokacje, gdyż odkrywanie ich na własną rękę będzie o wiele bardziej pasjonujące. Wszystkie są bardzo szczegółowe i wręcz ociekają klimatem zepsucia, rdzy, zaszczucia. Naprawdę warto na własnej skórze przekonać się jakie tajemnice skrywa Zona.
Gdy już po krótce przedstawiłem wam świat gry (a zrobiłem to naprawdę bardzo ogólnikowo by nie psuć wam zabawy z odkrywania go) możemy przejść do głównego bohatera i fabuły, a gwarantuje, że jest ona bardzo ciekawa. Gra rozpoczyna się od wypadku samochodu, który przewoził „zwłoki” naszego bohatera (i nie tylko jego). W auto uderza piorun, przez co ulega ono kolizji. Naszego protagonistę znajduje przypadkowy Stalker. Zabiera go do handlarza zwanego Sidiorowiczem w celu sprzedaży, gdy już ma dojść do transakcji, nasz bohater budzi się i jedyne co przy sobie ma to PDA z napisem „Zabić Striełoka”. Posiada on też znamię - nikt nie dostał takiego, pozostając jednocześnie przy życiu (tzw. Znamię umarłych). Cierpi on dodatkowo na amnezje – nie wie kim jest i co robi w Zonie. Sidiorowicz nadaje mu pseudonim naznaczony, a celem naszego bohatera staje się poznanie swojej tożsamości oraz… Zabicie Striełoka.
W ten o to sposób rozpoczynamy przygodę. Motyw z amnezją nie jest może najoryginalniejszym pomysłem ever, lecz został rozwiązany bardzo ciekawie. Mogę zagwarantować, że gdy dowiecie się o prawdziwej tożsamości naszego bohatera, szczęka opadnie aż do podłogi ;). Historia obfituje w wiele zwrotów akcji, a niektóre zadania możemy rozwiązać na parę sposób (niech o nieliniowości świadczy fakt, iż dostępnych jest 7 różnych zakończeń).
Szczerze zachęcam do zapoznania się z grą, szczególnie, że ostatnio pojawiła się w magazynie CD-ACTION. Naprawdę warto zwiedzić świat Stalkera na własną rękę i przeżyć wciągającą przygodę nasiąkniętą niezwykle swojskim klimatem… i anomaliami, mnóstwem anomalii.
Dead Island
I oto mamy pierwszą Polską grę (autorstwa Techlandu, gdyby ktoś nie wiedział) z całego zestawienia. Dlaczego spośród setek gier o Zombie wybrałem właśnie ją? Dlatego, że jest jedną z najciekawszych i najbardziej rozbudowanych produkcji z żywymi trupami w roli głównej.
Po dobrej imprezie budzimy się rano na ostrym kacu. Wszystko jest inne. W pokoju nie ma prądu, a korytarze naszego ekskluzywnego hotelu są opustoszałe. Po paru chwilach błąkania się po hotelu, cień jakiejś postaci zaczyna nam migać gdzieś na drugim końcu korytarza. Podchodzimy bliżej, a to co spotykamy, na pewno nie jest już człowiekiem.
Tak mniej więcej prezentuje się intro oraz sam początek Dead Island (bardzo klimatyczne swoją drogą, a główny motyw muzyczny „Who do you Voodo bitch” puszczam sobie czasem nawet dziś). Wyspa Banoi, raj gdzieś w pobliżu Papui Nowej Gwinei, jeszcze do niedawna była tropikalnym rajem – drinki z malutki parasolkami, piękne plaże, hotele, chciało by się rzec, żyć nie umierać. Sielanka jednak nie trwała zbyt długo, bo w ciągu paru godzin w grze (a… paru sekund w świecie rzeczywistym) wyspę opanowały krwiożercze Zombie. Piękny jeszcze do niedawna kurort został zniszczony, a Ci nieliczni którzy przetrwali starają się jakoś przeżyć.
W grze przyjdzie nam pokierować losami jednego z czterech bohaterów. Każdy różni się parametrami, zdolnościami specjalnymi oraz drzewkami umiejętności, co sprawia, że rozgrywka każdym z nich prezentuje się nieco inaczej, co dodatkowo urozmaica grę. Naszym zadaniem będzie jak najszybsza ucieczka z wyspy i przy okazji przetrwanie. Gwarantuje wam, że drugi warunek do najłatwiejszych nie należy, szczególnie, gdy z każdej strony atakują nas hordy Zombie. Z pomocą przychodzą nam bardzo gęsto rozmieszczone checpointy, dzięki którym w razie śmierci nigdy nie musimy powtarzać więcej niż paru sekund rozgrywki.
Cała gra obfituje w wiele malowniczych lokacji (napędzanych silnikiem Chrom Engine 4), każda z nich została jakby wyjęta z rodzinnego zdjęcia z wakacji. Wszystko jest bardzo jaskrawe i kolorowe, co bardzo kontrastuje z wszechobecną plagą Zombie, jednak tworzy to ciekawy klimat, który może się podobać - słońce świeci, fale uderzają o brzeg plaży, a krew tryskająca hektolitrami z Zombie jest niezwykle „sosysta”.
Oprócz Zombie podczas rozgrywki napotkamy również najzwyklejszych bandytów. Tych bez problemu załatwimy zwykłym pistoletem, jednak z powodu nielicznej ilości amunicji będziemy korzystać wyjątkowo rzadko. Najczęściej przyjdzie nam używać broni białej, a tej w grze jest od groma. Od noży i kijów po maczety i miecze – do wyboru do koloru. Każdy pozwala nam dekapitować wrogów w nieco inny sposób. Ciekawy jest natomiast system walki, ruchy naszej myszki są bezpośrednio przeniesione do gry. Jeśli ruszymy nią w prawo i zaatakujemy, nasz protagonista wykona cięcie w prawo itp. Wymagające i jednocześnie satysfakcjonujące, jednym słowem genialne. Chciałbym widzieć taki system walki bronią białą we WSZYSTKICH grach.
Podczas naszej przygody spotkamy dziesiątki różnych NPC, którzy łącznie zlecą nam około 150 stosunkowo mało zróżnicowanych zadań (standardowe „przynieś, podaj, pozamiataj”), chociaż przyjdzie nam również wykonać parę bardziej ambitnych questów. Postacie nie są zbyt dobrze zarysowane a ich (tutaj nie mogłem powstrzymać śmiechu) głębia psychologiczna jest dość znikoma, jednak ze swojego zadania wywiązują się doskonale. Fabuła to natomiast kopia, z kopii, z kopii, ale komu to tak naprawdę przeszkadzadza?
Dead Island to dobra gra, a przedstawiona w niej wyspa po zagładzie Zombie również prezentuje się bardzo ciekawie i pomimo wyeksploatowania tematu żywych trupów, wprowadza podmuch świeżości. Banoi zaprasza śmiałków, nie zapomnijcie przywieźć pocztówki!
Podsumowanie
Apokalipsa to temat który od zawsze rajcował twórców filmów, książek, komiksów oraz gier. Nie da się ukryć, że to jeden z najbardziej popularnych motywów, który, sądząc po wielu produkcjach podejmujących tą tematykę, pomimo dużego wyeksploatowania ciągle się podoba. Z każdym rokiem na rynku przybywa gier tego typu i tendencja jest raczej rosnąca, miejmy nadzieję na jeszcze większą liczbę świetnym, produkcji. Miłej Apokalipsy!