Zareklamuj się na Strefie »
Nie masz jeszcze konta?
» Zarejestruj się
» Przypomnij hasło
Apokalipsa w grach #1

Apokalipsa w grach #1

Data opublikowania: 17.11.2011, 22:46

I don't wanna see the world on fire – tymi słowami piosenki autorstwa zespołu The Ink Spots rozpoczyna się Fallout, różnie przyjęta kontynuacja wielkiej serii. Dzieje się ona w post-apokaliptycznym świecie, po wojnie nuklearnej, która zrujnowała doszczętnie cały świat i to, na co ludzie tak ciężko pracowali przez całe tysiąclecia. Jest to tylko jeden z wielu przykładów ukazania świata postapo w grach, a co z innymi?

Seria Fallout

Zacznijmy właśnie od tej chyba najbardziej rozpoznawalnej gry postapokaliptycznej - Fallouta. Przedstawiona w scenariuszu opowieść, to alternatywna historia Stanów Zjednoczonych, które to próbują opanować fuzję nuklearną, a tym samym zredukować zużycie ropy naftowej do minimum. Nie udaje się to aż do roku 2077, kiedy to wybucha wojna z Chinami. Powodem konfliktu były właśnie kończące się zapasy złota w płynie. Obydwie strony zrzucają na siebie bomby atomowe, co prowadzi do katastrofalnego w skutkach doszczętnego zniszczenia obu super mocarstw. Rząd, spodziewając się użycia atomówek, postanowił stworzyć specjalne krypty, miejsca azylu dla tysięcy ludzi, w których mogliby oni przetrwać zagładę nuklearną i prowadzić spokojny tryb życia, dożywając starości i ginąć w bardziej humanitarny sposób niż płonięcie żywcem. Jest tylko jeszcze jeden szczegół - krypty nie służyły tylko do ochrony... Nie będę zdradzał szczegółów, ale odkrycie tajemnego przeznaczenia tych kompleksów będzie dużym zaskoczeniem.

We wszystkich częściach przemierzamy zniszczone przez wojnę pustkowia, odwiedzimy tereny Waszyngtonu, Nevady, trafimy do Las Vegas, a nawet do wirtualnego świata wykreowanego przez komputer. A to tylko niektóre z lokacji przedstawione w całej serii. W uniwersum Falloutów czas jakby zatrzymał się gdzieś koło lat pięćdziesiątych XX wieku. Reklamy w stylu retro, podobnie domy, ludzie myślący na miarę czasów, tutaj dosłownie wszystko jest retro, jednak podlane nowoczesnym sosem (muzyka to również klimatyczne kawałki z lat pięćdziesiątych). W każdej odsłonie serii (oprócz New Vegas) przyjdzie nam pokierować losami wybrańca, mającego za zadanie uratowanie ojca (Fallout 3), wioski (Fallout 2) tudzież krypty (Fallout) przed niechybną zagładą. Rzecz jasna los takiego wybrańca nie jest łatwy. Wydawać by się mogło, że największym zagrożeniem jest promieniowanie, ale nic bardziej mylnego. W efekcie eksperymentów rządu USA, który nawet apokalipsę chciał wykorzystać do własnych celów, powstało wiele okropnych mutacji - na naszej drodze przyjdzie nam spotkać przerośnięte latające muchy, kretoszczury – ni to kret, ni to szczur, a na psa za niskie - radraskorpiony, czyli mutanty, które zostały stworzone w fabrykach, oraz wiele, wiele innych. Oczywiście nie tylko zwierzęta przeszły mutacje; zbyt duże promieniowanie sprawiło, że spora część ludzi przebywających na powierzchni w momencie wybuchu zamieniła się w ghule – obdarte ze skóry, ohydne stworzenia.

Jak wiadomo największym zagrożeniem dla ludzi zawsze byli... inni ludzie. Prócz, najróżniejszych plemion, a także stowarzyszeń, w grze spotkamy organizację nazywającą siebie Enklawą. Kreują się oni na ostatni bastion ludzkości, symbol trwałości ameryki, jej nieśmiertelności. Uważają, że są najbardziej technicznie zaawansowaną organizacją w powojennych Stanach, nowym rządem USA, chociaż nikt ich nie wybrał w powszechnym głosowaniu, ani nie ustalono konstytucji. Jednak oni nie twierdzą, że są ludźmi; według nich samych są czymś więcej. Dla nich zwykli ludzie, mieszkańcy krypt, nie mówiąc o ghoulach, to podludzie, klasa niewolnicza stworzona po to by pracować.

Borderlands

Sprawa tego, czy Borderlands jest grą post-apokaliptyczną podlega dyskusji, jednak czasem trzeba pójść pewien na kompromis. Więc może i nie jest to postapo pełną gębą, ale jakby nie patrzeć ten gatunek pasuje do niej najbardziej. Skoro sprawę przynależności tej gry mamy już za sobą, przejdźmy do fabuły. Historia rozgrywa się w niedalekiej przyszłości. Oto mamy malowniczą planetę o nazwie Pandora, siedlisko najgorszych szumowin z całej galaktyki – miejsce, w którym raz na 200 lat otwiera się tajemnicza The Vault, czyli krypta. W grze wcielamy się w jednego z czterech bohaterów i sukcesywnie wykonujemy zadania, zlecane od bardzo klimatycznych, choć mało głębokich psychologicznie NPC-ów, by w końcu znaleźć słynną kryptę oraz złupić jej tajemniczą i na pewno cenną zawartość. Żeby nie było zbyt łatwo, przeszkadzać nam w tym będą najróżniejsi przeciwnicy. Od zwykłych bandytów i zwierząt zamieszkujących wyspę (w większości są to tzw. skagi – małe krwiożercze bestie, przypominające nieco psy) po potężnych badaasów czy bossów. A to oczywiście nie wszyscy; mnogość przeciwników jest dość duża, lecz zwykle często się oni powtarzają. Borderlands reprezentuje tzw. fuzję, czyli miks dwóch gatunków – jest on połączeniem hack & slasha i FPS-a. Ba! Jest połączeniem nad wyraz udanym. Elementy takich produkcji jak Diablo czy Torchlight doskonale przeplatają się z mechaniką klasycznych strzelanek w stylu Call of Duty. Maksymalny poziom doświadczenia to 50, jednak podczas pojedynczego przejścia gry dobijemy maksymalnie do 35-37, dopiero opcja NewGame+ daje nam możliwość dalszego rozwijania naszej postaci.

Jedną z największych zalet tej produkcji jest jej grafika oraz design świata. Twórcy na pewnym etapie prac nad grą postanowili całkowicie zmienić szatę graficzną ze zwykłej na komiksową, stosując cel- shading, znany choćby z Prince of Persia z 2008 roku. Jak na postapokaliptyczny świat, widoczki są naprawdę piękne i malownicze. Wszędzie widać charakterystyczne czarne kreski na teksturach, wyglądających jak rysowane ręcznie. To naprawdę dodaje dużo klimatu. Również design świata, lokacji i bohaterów jest świetny, jaskinie, kaniony, pustkowia, góry oprószone śniegiem, wielka maszyna górnicza, miasto zbudowane ze śmieci – to tylko niektóre z wielu zapierających dech w piersiach widoków, które zobaczymy w grze. Postaciom też nie można nic zarzucić, są ładne i szczegółowe.

W grze oprócz trybu single, będziemy mogli pograć w co-opa dla czterech graczy. O ile samotne wędrowanie po pustkowiach sprawia dużo frajdy, to wędrowanie po niej w czterech jest po prostu genialne. Działa to mniej więcej tak, że w każdym momencie do naszej gry może dołączyć trzech innych graczy, co automatycznie zwiększa to poziom trudności. Jednak odnajdywane przez nas pukawki mają o wiele większą moc, a o znalezienie dwóch takich samych broni naprawdę trudno, gdyż każda z nich generowana jest losowo, a liczba różnych kombinacji sięga milionów. Oczywiście system dołączania do rozgrywki innych użytkowników działa dokładnie w ten sam sposób (wchodzimy do lobby i wybieramy daną rozgrywkę; najlepiej znaleźć gracza/graczy z takim poziomem doświadczenia jak nasz). Podsumowując – świetna gra, ze świetną oprawą i cholernie dobrym trybem co-opem.

Metro 2033

Zanim przejdę do omawiania samej produkcji, dodam tylko, że zapoznałem się z książkami Metro 2033 oraz Metro 2034 autorstwa Dmitreja Glukhovsky’ego. Są to naprawdę wybitne pozycje (chociaż według mojej subiektywnej oceny, 2033 jest lepsze), z którymi warto się zapoznać. Choćby dla lepszego wejścia w uniwersum, jeśli mamy zamiar zagrać w grę.

Gra Metro 2033 ukazuje nam jeden z najoryginalniejszych światów postapokaliptycznych przedstawionych w grach. Oto mamy moskiewskie metro A.D. 2033, prawdopodobnie ostatni bastion ludzkości wyniszczonej długoletnią wojną nuklearną, zakończoną prawie całkowitym zniszczeniem znanego nam świata. Sama zagłada ludzkości nie jest może zbyt oryginalna, ale miejsce akcji już jak najbardziej. Wiele teorii spiskowych mówi, że moskiewskie metro to tak naprawdę ogromny schron przeciwatomowy, a w historii przedstawionej w grze (oraz książce) teorie te zostają urzeczywistnione – w momencie zrzutu bomb na Rosję, jedynymi ocalałymi ludźmi zostali ci, którzy akurat znajdowali się wewnątrz kompleksu. Przez lata stworzyli mikrospołeczność zamieszkującą klaustrofobiczne tunele i stacje. Około czterdziestotysięczna wspólnota zdołała wytworzyć własne źródła energii oraz pożywienia, a nawet zaopatrywać się w świeże powietrze (chociaż to akurat była zasługa rządu).

Jednak życia w tym miejscu nie można było uznać za wygodne. O władzę walczą tu między sobą frakcje współczesnych nazistów i komunistów, Hanza – związek linii okrężnej – drobni przestępcy, a także mutanty. Stworzenia te, przez promieniowanie na zanieczyszczonej i nie zdatnej do życia powierzchni, zamieniły się krwiożercze i niezbyt inteligentne potwory, których najważniejszym składnikiem diety jest ludzkie mięso.

Akcję gry obserwujemy z perspektywy Artema, młodego mieszkańca stacji WOGN, urodzonego jeszcze na powierzchni, jednak wychowanego już pod nią. Pewnie byłaby to tylko kolejna z dobrze prosperujących stacji, gdyby nie nawiedzający nią Czarni, nowy, nieznany dotąd rodzaj mutantów, uznany za wroga (ale czy słusznie?). Zadaniem naszego bohatera będzie uśmiercenie nowego zagrożenia, z drobną pomocą pewnego młynarza oraz poinformowanie mieszkańców metra o zbliżającym się zagrożeniu. Przeszkadzać mu w tym będą wymienione wyżej frakcje, zostanie zmuszony przemierzyć tunele kompleksu, a także odwiedzić powierzchnię (oczywiście będzie ubrany w maskę gazową i kombinezon). Duże wrażenie sprawiają podziemne enklawy, pełno w nich ludzi zajętych swoimi sprawami, biegających dzieci, handlarzy, zabójców, a nawet prostytutek. Z większością nie będzie nam dane porozmawiać, gdyż zwyczajnie nas zignorują. Również opowiedziana historia jest całkowicie liniowa, nie znajdziemy tutaj otwartości świata znanej choćby z Falloutów tutaj gracz ciągle prowadzony jest za rączkę, a owa rączka prowadzi nas w bardzo oskryptowane miejsca. Są od tego pewne wyjątki – czasem Artem miewa dziwne, surrealistyczne wizje z Czarnymi w roli głównej, jest to bardzo fajna odskocznia od, bądź co bądź, dość nużącego chodzenia i strzelania. Historia ma zaskakujące zwroty akcji, zakończenie (przynajmniej w książce) to majstersztyk, a sama mechanika gry również stoi na wysokim poziomie. Pozostaje mi polecić zagranie w produkcje Rosyjskiego 4A Games i zgłębienie jego mrocznych tajemnic.

Wyszukiwarka

Zainteresował Cię temat? Chcesz przeczytać więcej? Znajdź podobne artykuły dzięki naszej wyszukiwarce:

Komentarze

Avatar
Immora Fray, 18.11.2011, 10:54
W Fallouta grałam, oba Metra czytałam. Postapokalipsa to jeden z moich ulubionych gatunków literatury/gier. W następnej części podejrzewam, że napiszesz coś o Stalkerze? ;) Ogólnie artykuł bardzo fajny, ale brakuje mi jakiegoś podsumowania.
Avatar
gamemen, 18.11.2011, 14:22
Właśnie, wiem, że brakuje podsumowania : D. Tylko nie mogłem nic wymyślić o.O. Tak wiem, to dziwne, ale każda jego wersja była mówiąc brzydko, do d***. Postanowiłem więc po prostu go nie pisać, zrobię to dopiero w kolejnych częściach/części ;). Nie zdradzę o czym napiszę :].
Avatar
Immora Fray, 18.11.2011, 19:25
Stawiam na Stalkera, a o czym jeszcze móglbyś napisać to w sumie nie mam pomysłów :P A podsumowanie możesz dać w ostatniej części.
Avatar
gamemen, 19.11.2011, 09:53
O tym samym myślę ;). Ale bez kitu, nie mogłem tego podsumowania napisać :D. Każda wersja mi się nie podobała ; p.

Napisz komentarz

Komentowanie tylko dla zalogowanych użytkowników.