Dubbing w filmach to sprawa wyjątkowo delikatna. Jedni są jego zwolennikami, a drudzy wręcz przeciwnie. Czy każda próba „upowszechnienia filmu w Polsce” (jak nazywają to sami panowie dystrybutorzy) musi kończyć się porażką? Sprawa jest dla mnie oczywista – tak, tak po stokroć tak.
Do napisania tego felietonu natknął mnie obejrzany ostatnio w internecie polski zwiastun filmu „The Avengers” z takim gwiazdami jak Samuel. L Jackson czy Robert Downey Jr. w rolach głównych. Jak możecie się domyślić wszyscy bohaterowie obecni na trailerze mieli zdubbingowane głosy i wypadło to naprawdę tragicznie. Słuchając polskich aktorów czułem się jakbym oglądał kreskówkę pokroju „Ben 10” na świetnym niegdyś kanale Cartoon Network. Tym samym naszła mnie refleksja w jakim kierunku zmierzają produkcje wydawane w Polsce i dlaczego nie powinno się podkładać głosów w filmach zagranicznych. Po krótkiej chwili doszedłem do wniosku - spycha to aktora grającego daną rolę na drugi plan.
Aktor ma za zadanie grać i nie mam tu na myśli gier komputerowych. Musi oczarować widza, sprawić by wczuł się w postać i nie rozstał z nią aż do napisów końcowych, mógł ją pokochać lub znienawidzić, najogólniej mówiąc zapałać do niej jakimikolwiek uczuciami. Oczywiście aktorstwo nie skupia się jedynie na mowie. Bardzo ważne są takie aspekty jak wyrażanie emocji bez wypowiedzenia ani jednego słowa czy odpowiednia gestykulacja. Za przykład poprawnego zastosowania tych dwóch elementów niech posłuży bardzo dobry film „Artysta” z 2011 roku, w którym zostały wypowiedziane dokładnie dwa słowa (przy okazji wspomnę, że był on utrzymany w konwencji czarno-białej). W wyjątkowo prosty i jednocześnie zaskakujący sposób pokazał, a właściwie przypomniał, iż dobre kino nawet dziś można zrobić grając jedynie ciałem, kompletnie ignorując przy tym kwestie mówione.
Jednak to w większości głosy bohaterów i to w jaki sposób wypowiadają oni swoje kwestie kształtują obraz, który tworzymy we własnych umysłach, kreując przy tym charakter postaci i odbierając ją na swój własny, indywidualny sposób. Zdubbingowanie całego filmu to gwałt na sztuce i jednocześnie na umyśle widza. Równie dobrze można by ich ciała zastąpić manekinami. O ile „Artysta” był filmem specyficznym, o tyle w takim „The Avengers” głos odgrywa bardzo ważną rolę. Widz może dzięki niemu wczuć się w postać, zrozumieć motywacje, która nim kieruję i żaden Szyc czy inny Piasek nie będzie w stanie zastąpić Roberta Downey. Jr, którego umiejętności aktorskie, przynajmniej u mnie, budzą duży podziw. Teraz gdy wygodnie rozsiądę się w kinie, rozepnę ze dwa guziki na górze koszuli, złapię za kubełek z popcornem, a film się rozpocznie będę zmuszony usłyszeć „Kapitanie Fjurii, musi pan zebrać drużynę, która uratuje świat”. Prawie całkowicie uniemożliwi mi to jakąkolwiek immersje z postaciami, gdyż wiem, że to nie są wymieniani wcześniej parokrotnie Robert. Downey. Jr czy Samuel. L Jackson - ci zostają sprowadzeni do roli kukiełek na wielkim ekranie, natomiast my zmuszeni jesteśmy słuchać jakiegoś podrzędnego aktorzyny, który rolami w kiepskich komediach zawojował Polskę.
Czasem oczywiście można natrafić na perełki takie jak np. Jarosław Boberek znany choćby z roli „Polskiego Natana Drake’a” w trylogii Uncharted, który swój fach opanował do perfekcji. Mam nadzieję, że „The Avengers” będę mógł obejrzeć również z napisami, bo jeśli nie to pokażę przysłowiowego „faka” dystrybutorom/kinom i na film się nie wybiorę. Na koniec miły akcent – jeśli chodzi o różnego rodzaju animacje, nasze dubbingi przewyższają nawet te zachodnie ;).