Ostatnia edycja: 11.04.2012, 18:09
Bez wątpienia można powiedzieć, że ten człowiek stał się jeszcze za swojego życia podstawą świata fantasy jaki oglądamy i poznajemy dziś. To na jego podstawach potworów powstają dzisiejsze coraz wymyśleniejsze kreatury. Nie wątpię, że gdyby nie jego twórczość większość dzisiejszych gier byłaby znacznie uboższa. Szkoda, że nie ma z nami dziś tego wielkiego człowieka. Jedno z jego najsłynniejszych powiedzeń - Nie każdy błądzi, kto wędruje - zapadło mi w pamięci i bardzo często się sprawdza. Dopisał: DarKMasteR
Wstęp John Ronald Reuel Tolkien, powszechnie znany w skrótowej pisowni imion jako J.R.R. Tolkien - (3 stycznia 1892 - 2 września 1973) - angielski filolog, filozof chrześcijański i jeden z prekursorów gatunku fantasy. Mitotwórca. Twórca najbardziej znanego w fantastyce literackiego świata - Śródziemia (Middle-earth). Autor trzech opowieści dziejących się w tym mitycznym świecie - eposu „Władca Pierścieni”, mitologii Silmarillion i baśni Hobbit oraz kilku krótkich form, opowiadań baśniowych nie związanych, lub luźno związanych z wielką mitologią tzw. Legendarium Śródziemia (zawartej w 12-tomowej "History of the Middle-earth", opracowanej i wydanej przez Christophera Tolkiena).Najbardziej znane krótkie opowiadania to Liść, dzieło Niggle'a, Rudy Dżil, Łazikanty, Pan Bliss, Kowal z Podlesia Większego i zbiór wierszy Przygody Toma Bombadila i inne wersy z Czerwonej Księgi. Silmarillion, Księga zaginionych opowieści oraz Księga niedokończonych opowieści zostały poddane edycji, obdarzone wielką ilością przypisów i wyjaśnień i wydane przez syna pisarza, Christophera na podstawie mniej lub bardziej dopracowanych rękopisów Tolkiena znalezionych w jego archiwach już po jego śmierci. Tolkien jest także autorem Listów św. Mikołaja.
Życiorys Grób Tolkiena i jego żony Edith - Cmentarz Wolvercote w Oxfordzie Urodził się 3 stycznia 1892 roku w Południowej Afryce, w mieście Bloemfontein, w prowincji Wolne Państwo Oranje. Arthur Tolkien, jego ojciec, był tam urzędnikiem w filii Banku Lloyda. Po nagłej śmierci męża, Mabel, matka Tolkiena, z dwoma synami - trzyletnim Ronaldem i jego młodszym bratem Hillarym - wróciła do Anglii. Po powrocie przeszła na katolicyzm i w tej religii wychowywała dzieci, mimo sprzeciwu dalszej rodziny. Ona również zaczęła uczyć Tolkiena języków. Zmarła, kiedy miał 12 lat. Przez większość życia Tolkien mieszkał najpierw w Birmingham, potem w Oksfordzie. Brał udział w I wojnie światowej, w oddziale Strzelców z Lancashire, gdzie był telegrafistą i tłumaczem z niemieckiego. Walczył w bitwie nad Sommą w 1916 r. Był profesorem języka staroangielskiego na uniwersytecie w Oxfordzie. Przez kilka lat pracował również na uniwersytecie w Leeds. Opublikował ponad 100 prac z dziedziny filologii i literatury dawnej, współpracował przy powstaniu największego słownika języka angielskiego, wydawanego zaraz po I wojnie, „Oxford English Dictionary”. Znał (w różnym stopniu) ponad 30 języków, głównie wymarłych, języków germańskich i celtyckich. (m.in. niemiecki, łacinę, starożytną grekę, gocki, staroislandzki, nordycki, staroirlandzki, walijski, anglosaski, hebrajski, francuski, rosyjski, fiński, holenderski, włoski i również polski). Za dorobek naukowy i literacki otrzymał wiele nagród i honorowych doktoratów w Holandii, Irlandii, Anglii, Francji i Stanach Zjednoczonych, oraz najwyższe wyróżnienie państwowe - Order Imperium Brytyjskiego, odznaczenie przyznawane najwybitniejszym brytyjskim twórcom i najsłynniejszym osobistościom, którego idea i nazwa jednak wcale nie były mu bliskie. Potępiał on bowiem imperialność i mocarstwowe ambicje, osobiście zaś czuł się bardziej Anglikiem niż obywatelem brytyjskim. W czasie przyznawania tej nagrody poskarżył się na słowa „brytyjskie” i „imperium”, i do końca życia nie używał związanego z tym orderem tytułu szlacheckiego. Zmarł 2 września 1973 roku. Pochowany jest, wraz z żoną Edith, na katolickim Cmentarzu Wolvercote w Oksfordzie. Obok nazwisk małżonków widnieją ich wieczne imiona, pochodzącej ze Śródziemia pary bohaterów - Berena i Lúthien.
Twórczość Twórczość Johna Ronalda Reuela Tolkiena budzi emocje proporcjonalne do stopnia wiedzy (lub - co bardziej adekwatne niewiedzy) o autorze. Wydania lub wznowienia jego książek natychmiast stają się sensacją. Taki też będzie niewątpliwie los "Silmarilliona" Jeśli oczekiwanie na edycję książkową przedłuży się, doczekamy zapewne chwili, w której, na tzw. czarnym rynku, pojawią się tandetnie oprawione wycinki z "Radaru" po horrendalnych cenach. W ten sposób w zamian za odwagę i świetne rozeznanie czytelniczego rynku przejdzie on do historii jako przedmiot spekulacji. Na razie jednak wszyscy cierpli-wie czekamy, by "Czytelnik" dotrzymał wreszcie słowa danego przed przeszło rokiem. Cierpliwie i z nadzieją na to, że wydanie palnej wersji "Silmarilliona" ("Radar" publikuje jedynie fragmenty) wyjaśni wiele zagadek nie rozwiązanych w "Hobbicie" i "Władcy Pierścieni". Nie łudźmy się - oczekiwanie to może być jeszcze długie. Warto więc może ofiarowany nam czas wykorzystać na ustalenie kilku faktów dotyczących życia, dzieła i kariery Tolkiena. Rozpocząć chciałbym od zastrzeżenia, które wydaje mi się ważne. Otóż dzieła Tolkiena umieszczone zostały, mniejsza o to czy słusznie, w obrębie gatunku science-fiction, a dokładniej mówiąc, w jego podgatunku-fantasy. Można do taj klasyfikacji zgłaszać liczne zastrzeżenia, nie można jednak pozostać ślepym na jej konsekwencje. Zarówno krytycy, jak i fanowie (czyli fanatycy) fantastyki naukowej za granicą już próbują wykorzystać dzieło angielskiego pisarza do swych własnych celów. Krytycy - jako szczebel w drabinie mającej fantastykę naukową wprowadzić na literacki Parnas, fantastycy - do udowodnienia, że ich literackie zainteresowania nie są niczym gorszym od fascynacji Szekspirem. Mam szczerą nadzieję, że polskich wielbicieli pisarza nie obrażę następującą deklaracją: Tolkien nie jest geniuszem XX-wiecznej literatury ani angielskiej, ani światowej. Nie stanie się zapewne nigdy postacią znaną że szkolnych czytanek i nigdy nie będzie pisarzem, którego znajomość obowiązywać będzie tzw. kulturalnych ludzi. Każdy, kto nie interesuje się fenomenem społecznym, jakim jest jego popularność i każdy, kto nie zajmuje się zawodowo filologią angielską przyznać się może bez wstydu do nieznajomości jego książek. Czy oznacza to jednak, że o twórczości Tolkiena nie warto pisać? ?e należy pozostawić ją tym krytykom, których głównym zajęciem jest ustalanie hierarchii w obrębie getta literatury fantastycznej? Fascynacja dziejami Śródziemia, choć jej źródłem są niewątpliwie wewnętrzne mechanizmy kreacyjne książek Tolkiena (o czym pisałem w "Fantastyce" nr 2/1985), rodziła się w studenckich campusach w końcu lat sześćdziesiątych. Twórczość ta należy przede wszystkim do współczesnej kultury masowej (zainspirowała ona np. wiele gier strategicznych i komputerowych). Czy znaczy to przecież, że nie ma ona żadnych wartości literackich? Można niestety odnieść takie wrażanie, obserwując brak zainteresowania polskiej krytyki tym niezwykłym pisarzem. Blisko ćwierć wieku po przetłumaczeniu "Władcy Pierścieni" piszący o Tolkienie popełniają ciągle te same podstawowe błędy! A przecież istnieje - zapewne nawet dość spora - grupa czytelników, którzy, zdając sobie sprawę z pewnych słabości jego książek, mogą uważać, że skoro nie żałuje się papieru na ich wydawanie (i pieniędzy na kupno), powinno się także rzetelnie informować o ich autorze. Ja również jestem tego zdania. Starając się więc uniknąć malowania laurki, co jest najłatwiejsze, postaram się skupić na tych faktach, których znajomość jest konieczna do zrozumienia dzieła Tolkiena. Niewątpliwie jego książką najważniejszą, najbardziej interesującą (i najczęściej wspominaną w tym tekście) jest "Silmarillion". Jogo wydanie w 1977 r. przyczyniło się do radykalnej zmiany nastawienia krytyki brytyjskiej, do tej pory raczej niechętnej Tolkienowi. Miejmy nadzieję, że stanie się tak i w Polsce. Mówiąc o "Silmarillionie" powinniśmy jednak zdać sobie sprawę z jednego, podstawowego, faktu. Musimy uświadomić sobie, że J. R. R. Tolkien nie jest autorem tej książki. Brzmi to cokolwiek sensacyjnie, ale jest łatwe do wytłumaczenia. Tolkien nigdy nie skończył pracy naci tym dziełem życia. Sam napisał wprawdzie wszystkie składające się nań opowieści, jednak niemal każda z nich posiada rozliczne warianty. Dzieło edytora (jednego z trzech synów pisarza, Christophera nie ograniczało się tylko do dokonania poprawek i złożenia książki w wydawnictwie. Przede wszystkim dokonał on wyboru pomiędzy poszczególnymi, licznymi nieraz i różniącymi cię między sobą, redakcjami. Kryterium głównym była zasada najzupełniej formalna: tekst musiał być przede wszystkim ukończony. Dopiero, po drugie (i znacznie mniej ważne), miał pasować do innych pod względem merytorycznym, kwestia zaś walorów literackich niemal nie była brana pod uwagę. Dzięki niech będą Eru za to, po pierwsze, że Christopher Tolkien, bliski współpracownik ojca i rysownik wszystkich map Śródziemia (także tych z "Władcy Pierścieni") miał tak znakomitą orientację w jego ogromnym dziele, że zdołał je "ukończyć". Po drugie, także i za to, że wydał niektóre niedokończone warianty tekstów dotyczących trzech Er Świata ("Unifinishes Tales", 1980), dzięki temu wiemy, co straciliśmy. Wstrząsająca, piękna. opowieść o Turinie Władcy Przeznaczenia na przykład jest jedynie cieniem "Narn i Hin Hurin" (Opowieści o Dzieciach Hurina), szczęśliwie zamieszczonej w "Niedokończonych opowieściach" i w ten sposób dostępnej przynajmniej tym, którzy znają język angielski. Ileż jednak może równie wspaniałych tekstów pozostaje ukrytych wśród zakupionych przez Amerykanów rękopisów? Komplementując pisarza i oddając mu hołd (lub krytykując go i wytykając mu błędy) pamiętać musimy o tym, że poznajemy jedynie cień dzieła takiego, jakim mogłoby być. Niestety, nie będziemy tu mogli zająć się "Nieskończonymi opowieściami". Obszerna informacja o tej książce wraz z tłumaczeniem fragmentów ukaże się w 3 numerze biuletynu PSMF Feniks - niestety jeszcze nieprędko. Z "Silmarillionem" wiąże się także inny, równie ważny, problem. Kiedy i od czego rozpoczął Tolkien pracę nad książką, której nigdy nie zdołał ukończyć, lecz która mimo to zebrała w całość wiedzę o historii i mitologii Śródziemia? Jako datę rozpoczęcia pracy podaje się na ogół rok 1817. Jest to w za-sadzie słuszne -. w t3'm bowiem roku zaczął on pisać "The Book of Lost Tales" ("Księga zaginionych opowieści"), z której - jak się powszechnie uważa - wywodzi się "Silmarillion". Można tę granicę przesunąć jednak wcześniej - co najmniej do roku 1914. W tym właśnie roku w twórczości (na razie poetyckiej) Tolkiena pojawiają się po raz pierwszy elementy znane z późniejszej mitologii Śródziemia, związane zaś przede wszystkim z opowieścią o Earendilu-żeglarzu. Co prawda niewiele mają jeszcze wspólnego z wersją ostateczną, lecz z tą słabo także kojarzą się pierwsze szkice "Księgi zaginionych opowieści". Miała być ona bowiem w wersji pierwotnej historią podróżnika - marynarza Eriola przybywającego do nieznanego kraju, w którym wysłuchuje cyklu opowieści. Pomysł ten, wywodzący się w prostej linii od "Raju Ziemskiego" Williama Morrisa został później zarzucony, a imię Eriola w żadnej wydanej książce Tolkiena już się nie pojawia. Jest to najlepszy dowód na to, że został on zarzucony całkowicie. Najlepszy - bowiem inspiracja każdej z książek Tolkiena osobno i wszystkich razem zawsze była przede wszystkim lingwistyczna. Wymienianie jego nazwiska jednym tchem z nazwiskiem Lewisa Carolla jest merytorycznym nonsensem (śmiał cię z niego sam Tolkien) z każdego względu oprócz ,jednego - dzieła obu bardzo wiele zawdzięczają ich profesje. Co prawda i profesję były diametralnie różne, i podejście do działalności pisarskiej (to, co dla Carolla było zabawą, dla Tolkiena stało się treścią życia) - ale podobieństwo to pozostaje Tolkien był przede wszystkim językoznawcą i językoznawcą pozostał. Pozbawieni w polskim tłumaczeniu "Władcy Pierścieni" najważniejszego z dodatków - lingwistycznego, mając do czynienia z ortografią uproszczoną z tajemniczych powodów i wreszcie - głównie w "Silmarillionie" - potykając się nieustannie o zabawną polską odmianę słów pochodzących z języka elfów nie zdajemy sobie sprawy z tego, że języki te (Quenya i Sindarin wraz z wariantami) zostały przez Tolkiena bardzo dokładnie opracowane. Powstałe na podstawie języków istniejących "Quenya - fiński, Sindarin - walijski) osiągnęły taki poziom kompilacji, że można się było w nich porozumiewać, a nawet pisać wiersze. Było nawet i tak, że najbardziej osobiste zapiski w swym pamiętniku Tolkien "kodował" w którymś z wymyślonych przez siebie języków. Ponieważ nieustannie zmieniały się one i ewoluowały, miał później często kłopoty z ich odczytaniem. "Silmarillion" sięga korzeniami do studiów nad grupą poematów religijnych Crist Cynewulfa, pochodzących z VIII wieku. W jednym z nich zachwyciło Tolkiena brzmienie słowa Earendel, które słownik anglosaksoński tłumaczy jako "błyszczące światło", "promień". Interpretował je jako odnoszące się pierwotnie do blasku planety, Wenus, zwiastującej nadejście świtu - czyli nadziei. W tal interpretacji zawiera się całe zmaczanie opowieści o Earendilu-żeglarzu. Być może, można byłoby przesunąć granice rozpoczęcia przez Tolkiena prac nad Śródziemiem na jego lata dziecinne, kiedy to ulubioną zabawą chłopca było właśnie wymyślanie języków. Ale tak bawią się chyba wszystkie dzieci. Tematem na ogół nie poruszanym lub zbywanym niezbyt ścisłymi ogólnikami jest wzajemnie oddziaływanie na siebie biografii i dzieła pisarza. Szczególnie ważny wydaje się wpływ, jaki miały jego przeżycia osobiste na ukształtowanie pewnych, najważniejszych może, historii z dziejów Śródziemia, opublikowanych , w "Silmarillionie". Bez tej świadomości i bez znajomości faktów nie sposób zrozumieć twórczości Tolkiena. Tymczasem sensację budzi jedynie jego kariera akademicka i honory, które go w związku z nią spotkały. Jakby coś dwuznacznego było w tym, że profesor uniwersytetu odnosi sukcesy jako pisarz! O sensowności porównywania Tolkiena z Carollem już wspomniałem. Wystarczy jednak przypomnieć, że Tolkien przez długi czas przyjaźnił się z C. S. Lewisem, jak on - profesorem, który był też zapewne nawet lepszym pisarzem. Wzajemne związki między twórczością ich obu są silne, zwłaszcza wielki był wpływ Tolkiena na Lewisa. Tymczasem nazwisko autora "Out of the Silent Planet" jest niemal nieznane! Ponieważ najważniejsze są fakty, spróbujmy przynajmniej wyjaśnić pewnie nieścisłości, które wkradły się do opublikowanego w "Radarze" (nr 1/85) tekstu "Odpowiedzialność za świat" Anny Bliskiej. Jest on na tyle ważmy jako swego rodzaju "wprowadzenie do Tolkiena", że przynajmniej pomyłki w faktach wypada sprostować. Przede wszystkim noga Tolkiena nie postała nigdy na uniwersytecie w Glasgow. Jego kariera naukowa obejmowała pracę w redakcji New English Dictionary w Oxfordzie, a następnie posadę wykładowcy i (ad 1924 r.) profesora języka angielskiego na uniwersytecie w Leeds. W 1925 r. został Tolkien wybrany profesorem Uniwersytetu Oxfordzkiego (Rawlinson and Bosworth, a następnie Merlom College). Nie wykładał nigdy "literatury staroangielskiej" (cokolwiek określenie ta miałaby znaczyć), lecz "język", co jest różnicą zasadniczą. Nigdy też nie był związany z uniwersytetem w Exeter. Ten błąd wziął się prawdopodobnie z niezbyt dobrej znajomości języka angielskiego. Na uniwersytecie w Oxfordzie istnieje bowiem Exeter College, z którym przyszły językoznawca związany był o tyle, że tam właśnie studiował, a później od czasu do czasu gościnnie wykładał. Od studiów do doktoratu honoris causa droga jest jednak dość daleka. W karierze naukowe Tolkiena były trzy doktoraty honorowe na-dane mu przez uniwersytety w Liege, Dublinie i Oxfordzie. Otrzymał je - co może warto podkreślić - wyłącznie jako podsumowanie prac naukowych, którym twórczość literacka często była przeciwstawiana. Pomyłki popełniane w tej, w końcu dość konkretnej i sprawdzalnej dziedzinie nie są zapewne szczególnie istotnie, bywają jednak bardzo irytujące. Wszystkim, którzy pragną dowiedzieć się o pisarzu więcej oraz tym, którzy pisząc o nim pragną uniknąć podstawowych błędów, polecam książkę Humphreya Carpentera "J. R. R. Tolkiem. The Authorised Biography". Pierwsze z walnych wydarzeń w tyciu Tolkiena, o którym trzeba pamiętać, to wczesne osierocenie chłopca przez oboje rodziców. Ojca niemal nie pamiętał - zmarł on w 1898 r., gdy syn miał 4 lata Matka odumarła go w roku 1904. Od tej pory John i młodszy od niego o 2 lata brat Hilary wychowywani byli trochę przez rodzinę, lecz przede wszystkim przez katolickiego księdza Francisa Morgana (o jego roli w życiu Tolkiena będzie jeszcze mowa). Na ogół nie zwraca cię na to uwagi, lecz większość bohaterów całej pisarskiej twórczości Tolkiena jest sierotami: obaj hobbici: Bilbo i Frodo, także dzieci Elronda (Elladan, Erdir i Arwem), których matka (Celebrian) opuściła Śródziemie po ranieniu jej przez orków zatrutą strzałą oraz np. Boromir i Faramir (ich matka, Finduilas, zmarła, gdy starszy z braci miał 12 lat (!). Motyw sieroctwa realizuje się przede wszystkim jednak przez podkreślenie faktu rozdzielenia z rodzicami i ich poszukiwanie. Los Turina przypieczętowany zostaje po tym, gdy rozstaje się on z matką i siostrą, Earendil staje się żeglarzem poszukując swych zaginionych rodziców - więcej przykładów nie trzeba chyba podawać. Kolejny fakt z biografii Tolkiena o wielkiej wadze, blisko zresztą związany z motywem sieroctwa, to losy miłości, która połączyła 16-let-niego Johna z samotni jak on, 19-letnią Edith Bratt. Wspomniałem już, że pełną opiekę nad chłopcem sprawował ksiądz Francis Morgan, który byt również powiernikiem niewielkiego, pozostałego po Mebel Tolkien, majątku. Zabronił on swemu wychowankowi wszelkich kontaktów z dziewczyną aż do osiągmięcia pełnoletności. Zdumiewające może się wydawać, że rozkaz ten został wykonany - złożyło się na to wiele różnych przyczyn, które trudno byłoby tu analizować. W każdym razie jak w melodramacie, młodzi zeszli się z powrotem w roku 1913, pobrali w 1918 i odtąd żyli długo i szczęśliwie. Scenariusz kiepskiego filaru nie zdołałby jednak oddać barw, jakimi miłość ta odmalowana została w dziele Tolkiena. Uczucie - głębokie i szczere, realizowane wbrew przeszkodom, miłość od pierwszego wejrzenia, która rozpoczyna się niezwykłą fascynacją, różne wersje szczęśliwego i nieszczęśliwego rnałżeńskiego pożycia - ten temat jest wręcz osią, wokół której obraca się świat. Najpiękniejszym jednak obrazem miłości pozostanie opowieść o Berenie i Luthien, w której życie i twórczość Tolkiena zjednoczyły się najpełniej. Symbolem tego zjednoczenia stało się umieszczenie tych dwóch imion na nagrobku jago i żony na oxfordzkim cmentarzu. Zapewne niektórym także utożsamienie prawdy i fikcji wydać cię może dziwne i przesadzone. Jest ono jednak piękną ilustracją największego z marzeń Tolkiena. Marzenia o miłości zwyciężającej śmierć, trwającej poza i ponad nią. Niektórzy krytycy, zajmujący się szczególnie "Władcą Pierścieni", i to zarówno polscy (Piotr Kuncewicz), jak i angielscy, przeoczyli jeden z najważniejszych w dziele Tolkiena tematów - religię. Nie można robić im zarzutów z tęgo powodu - dopiero "Silmarillion" sprawę te definitywnie rozstrzygnął. Trudno jednak oprzeć się wrażeniu, że człowieka tak religijnego, jak Tolkien, można było przynajmniej podejrzewa) o to, że część tej religijności zawarł w swych książkach. Katolicyzm jest kluczem do zrozumienia sposobu, w jaki ukształtował swój świat i ostatnim już problemem, jakim pragniemy się tu zająć. Matka Tolkiena przeszła na katolicyzm w roku 1900. W szacownej, mieszczańskiej rodzinie zmiana wyznania była szokiem. Nikomu nie trzeba chyba tłumaczyć, jak wielkie uprzedzenia dzieliły katolików i anglikanów u progu XXl stulecia. Efektem szoku było skazanie Mebel Tolkien na (dość, co prawda, łagodny) ostracyzm. Jej synowie, a zwłaszcza starszy, więcej rozumiejący John, wierzyli do końca życia, że ich matka była męczennicą, a jej przedwczesna śmierć wynikła właśnie z odmowy pomocy rodzinnej. Wiara pisarza, nabierająca momentami odcieni fanatyzmu, była dla niego także sposobem uczczenia matki. Ogarnęła wszystkie zakresy życia Tolkiena, rozciągała się na rodzinę (jeden z synów pisarza został księdzem), na pracę zawodową (nawrócenie się ateisty C. S. Lewisa spowodowane było między innymi jego dyskusjami z Tolkienem) i wreszcie na twórczość literacką. Podobieństwa kreacji Ardy do biblijnego opisu stworzenia świata są uderzające (wypowiedzenie przez Boga Jedynego, Eru Iluvatar słów "niech się starcie", oddanie Ardy w opiekę istotom "anielskim"-Valarom), podkreśla je także specyficzna stylizacja językowa, niestety nie ad-dana w polskim tłumaczeniu. To prawda, że kultu Eru jest w dziele Tolkiena mało. Jeśli jednak nie wzięlibyśmy pod uwagę tego, że Tolkien był katolikiem - niezrozumiały (lub nie w pełni zrozumiały) byłby kult Valarów czy też udział w zwalczaniu zła swoistych "świętych" mędrców ("wizards' - w polskim tłumaczeniu: czarodziejów) -zwłaszcza Gandalfa. Biorąc pod uwagę religijność Tolkiena winniśmy również rozpatrywać wszechobecny i najważniejszy w jego książkach problem walki ze złem. Nie jest bowiem tak, że tolkienowska koncepcja wszechświata jest manichejska. Zło nie jest równoprawne z dobrem, jest mu podporządkowane. Może być pokonane, jeśli wyrażona zostanie wola zdecydowanego sprzeciwu. Jest owocem buntu, pychy i dumy, i chociaż nie może zostać wykorzeniane ze świata, w końcu - jak mówi Eru Iluvatar - i tak przyczyni się do jego chwały. Nie łudzę się, że zdołam rozproszyć wszystkie wątpliwości tych, których zainteresowały książki Tolkiena. Przypuszczam, że jest to w ogóle niemożliwe. W obcowaniu z dziejami Śródziemia trudno jest posługiwać się kryteriami racjonalnymi - w zasadzie wobec świata tego możliwe są jedynie postawy absolutnego odrzucenia lub całkowitej akceptacji. Nie wyklucza to jednak dążenia do powiększenia wiedzy. W tym - mam nadzieję - szkic powyższy może pomóc. Książki J. R. R. Tolkiena cieszące się w Polsce coraz większą popularnością torowały sobie drogę do odbiorcy same - nie były wprowadzone w obieg czytelniczy przy wtórze krytycznoliterackiego aplauzu, niechęci czy polemik. W tej pustce właściwie dwa głosy tylko zabrzmiały serio: Piotra Kuncewicza, który w szkicu "Tolkien czyli świat" tropił i rekonstruował sensy te! "mitologii mitologii" oraz Andrzeja Zgorzelskiego pozostawiającego Tolkienowi stale miejsce w swych zainteresowaniach współczesną powieścią angielską. Zdarza się, że gusta krytyków i publiczności literackiej są od siebie niezależne lub się rozmijają.
Bibliografia * Tolkien "Radar" 1985, nr 14,15; Krzysztof Sokołowski * Wikipedia – Wolna Encyklopedia
Wyszukiwarka
Zainteresował Cię temat? Chcesz przeczytać więcej? Znajdź podobne artykuły dzięki naszej wyszukiwarce: