Zareklamuj się na Strefie »
Nie masz jeszcze konta?
» Zarejestruj się
» Przypomnij hasło
Recenzja filmu Mroczne Miasto

Recenzja filmu Mroczne Miasto

Data opublikowania: 27.08.2012, 18:18

Wciągam dym dopalającego się powoli papierosa. Dochodzi już pierwsza w nocy, a ulice spływają krwią ofiar kolejnego psychola z coltem. Gasną światła ulic, a zapalają się deski kolejnego podpalonego domu. Spoglądam przez okno na skondensowane w jednym miejscu zepsucie i... Chwilę później leżę w wannie wypełnionej po brzegi brudną wodą. Nie wiem, gdzie jestem i co się właśnie stało, a najważniejsze jest to, że nie mam pojęcia co robi martwa prostytutka w pokoju obok i dlaczego moje ręce są splamione jej krwią.

Wiem, jestem beznadziejnym pisarzem (i to nie ma być jakaś wymuszona skromność, stwierdzam fakty), ale mam nadzieję, że wprowadziłem was w specyficzny klimat filmu noir z lat sześćdziesiątych. Chociaż w tym przypadku z lat... dziewięćdziesiątych, a konkretnie z roku 1997. Dodatkowo jest to film neo-noir, inaczej mówiąc dziejący się w przyszłości, jednak utrzymany w odpowiednim tonie, należnym do produkcji z tego gatunku. Poznajemy w nim losy niejakiego Johna Murdocha, który budzi się w zupełnie obcym sobie mieszkaniu, nic nie pamięta i jako gratis w pokoju obok znajduje martwą kobietę. Przez resztę filmu będziemy poznawać kolejne elementy układanki, które na końcu utworzą spójną i (w miarę) logiczną całość.

Zazwyczaj w filmach z nurtu noir do złego pcha bohatera kobieta, która zazwyczaj jest motorem napędowym historii. Tutaj zastąpiła ją utrata pamięci, która spycha bohatera w otchłanie swojego umysłu i dosyć zafiksowanej przeszłości, a ostatecznie czyni Bogiem. To zresztą dość ciekawy aspekt tej produkcji. Nie znajdziemy tutaj co prawda żadnych bezpośrednich nawiązań do Biblii (jak „Trinity" albo „Nabuchodonozor”, jeśli wiecie o co mi chodzi), ale temat boskości przewija się przez całą długość filmu. Przy odrobinie chęci można go zamknąć w ramach metafory na miarę "Czasu Apokalipsy" Coppoli.

W „Mrocznym mieście” przewija się parę postaci, o których należy naskrobać parę słów. Pierwszą z nich jest doktor Daniel Poe Schreber, to chyba najbardziej enigmatyczna postać w filmie. Niby próbuje pomóc głównemu bohaterowi i zdaje się, że wie o nim więcej niż sam zainteresowany, ale nie odkrywa żadnej ze swoich licznych kart aż do ostatnich dwudziestu minut seansu. Nieźle zarysowana i wpasowująca się w pewne stereotypy nieco szurniętego naukowca postać. Na Emmę Murdoch, czyli żonę głównego bohatera, właściwie nie warto strzępić języka. Rola zagrana strasznie bezpłciowo, do tego okropnie dobrana aktorka i... no, szczerze mówiąc, nie jest zbyt urodziwa, a małżonkę takiego gościa jak Murdoch wyobrażałbym sobie bardziej jako ponętną lisicę niż czarnego borsuka... Prawie bym zapomniał o Inspektorze Franku. Niby jest, ale w zasadzie mogłoby go nie być, gdyż stanowi kliszę twardego detektywa z przeszłością, lecz nie raz nas zaskoczy.

Miasto to w zasadzie główny bohater, tytułowy zresztą. Panuje w nim wieczna noc i już od początku wiemy, że skrywa jakąś tajemnicę. Jak na rok 1997 efekty specjalne są naprawdę niezłe (chociaż ostatnia walka woła o pomstę do nieba) i raczej nie ma się do czego doczepić. Dark City stopniowo wprowadza widza w swój świat i hipnotyzuje już od pierwszych minut, ciskając w nas kolejnymi elementami układanki, do której niestety nie mamy obrazka pokazującego, jak je prawidłowo ułożyć. Jednak to właśnie dzięki temu chce się ten film oglądać.

Do tego wszystkiego dochodzą Obcy - kontrolują oni całe społeczeństwo mieszkające w mieście. Śledzą ich każdy ruch i od czasu do czasu zatrzymują czas, by wpłynąć na życie paru przypadkowych obywateli. W gwoli ścisłości, obcy mają aparycję ludzi tyle, że są biali, łysi i noszą czarne płaszcze. Niezbyt to oryginalne, aczkolwiek film miał premierę 15 lat temu, więc trzeba mu wybaczyć pewne rzeczy.

„Mroczne miasto” zostało bardzo niesłusznie zapomniane i trochę ominięte, tak naprawdę bez powodu. Doskonały klimat noir z dużą domieszką współczesności, wspaniałe miasto, ciekawy koncept na fabułę, w której mimo, że pojawia się parę mniejszych lub większych idiotyzmów, da się oglądać bez bólu zębów. Nie jest to produkcja wybitna, ale naprawdę warto się z nią zapoznać. Gwarantuję, że jeśli zdecydujecie się go obejrzeć, to będzie to naprawdę dobrze wykorzystane półtora godziny.

Wyszukiwarka

Zainteresował Cię temat? Chcesz przeczytać więcej? Znajdź podobne artykuły dzięki naszej wyszukiwarce:

Komentarze

Avatar
zapes, 21.12.2013, 07:43
Bardzo ciekawy opis. Malowniczo zobrazowany wątek.
Avatar
SylwinaOsll, 10.09.2014, 17:01
dobrze się czyta
Avatar
JFD19, 13.10.2014, 21:13
Dobry art, dzięki
Avatar
patryshka83, 14.09.2015, 12:39
dobra recenzja, bardzo rzeczowa. polecam

Napisz komentarz

Komentowanie tylko dla zalogowanych użytkowników.