Po wydaniu chłodno przyjętej przez fanów "czwórki", ojcowie sukcesu "Heroes" – 3DO, ogłosili upadłość. Markę przejął Ubisoft, zaś produkcję kolejnej odsłony powierzył rosyjskiemu Nival Interactive. Większość graczy była zdania, że Rosjanie dobrze sobie poradzili. Mimo dużego sukcesu "piątki", francuski gigant postanowił dać szansę innemu zespołowi, tak więc przy "Might & Magic: Heroes VI" dłubie nie Nival, a węgierskie studio Black Hole Games. Znani są z dwóch strategii czasu rzeczywistego - porządnego "Armies of Exigo" oraz udanego "Warhammer: Mark of Chaos". Czy posiadają odpowiedne kompetencje, by odświeżyć markę, a zarazem nie zatracić klasycznego klimatu? Najważniejsze, że twórcy nie podchodzą do projektu "na klęczkach" względem dorobku poprzedników. Wielokrotnie zaznaczali, że są oddanymi fanami dotychczasowych odsłon, ale po tym, co na razie zaprezentowano – spokojnie mogę stwierdzić, że nie zaserwują nam typowego, odgrzewanego kotleta. O zmianach, a zarazem połączenia "starego z nowym", świadczy chociażby zmiana tytułu.
A jakie konkretnie czekają nas niespodzianki? Warto zacząć od fabuły. Najważniejszą informacją jest decyzja twórców o pozostaniu w świecie Ashan, znanego z dzieła Nival (a także z "Dark Messiah of Might and Magic"). Zmieni się natomiast czas akcji. Cofniemy się około 400 lat, do czasów drugiego zaćmienia Krwawego Księżyca. Możemy spodziewać się sporego zamieszania z dynastią gryfów, aniołami, demonami, orkami, wojną i wszystkim innym, co ma do zaoferowania owa kraina. Twórcy nie ukrywają, iż wzorują się na cyklu "Pieśń Lodu i Ognia" autorstwa George'a R.R. Martina. Jak zwykle, jesteśmy bombardowani obietnicami złożonej i wciągającej historii. Ciężko jednoznacznie ocenić czy słowa twórców mają przełożenie na stan faktyczny, jednak patrząc na ilość wątków zawartych w grze – jestem w stanie uwierzyć, że weźmiemy udział w bardziej skomplikowanej przygodzie, niż w innych częściach sagii.
Czym zostaniemy zaskoczeni? Ku uciesze konserwatywnych fanów, nie dojdzie do gruntownego przemodelowania rozgrywki. To ciągle ta sama strategia. Jak wiemy, "kto nie idzie do przodu, ten się cofa" – więc kilka istotnych zmian wprowadzono. Niestety, produkcji nie ominęły typowe dla nowych gier uproszczenia. Może to dziwić, zważywszy, że już wcześniejsze odsłony były znane ze swojej prostej i przejrzystej konstrukcji. Najbardziej rzucającą się w oczy zmianą, jest zmniejszenie ilości surowców do czterech, zamiast klasycznych sześciu. Kolejne nowinki zawitały do systemu ekspansji – uległ przekształceniu. Tym razem nie ma potrzeby tworzenia dziesiątek bohaterów, by zająć poszcególne kopalnie. Aby czerpać dochody z danego terytorium, wystarczy zdobyć miasto przypisane do interesującego nas obszaru.
Oczywiście zostaje podział tury, dalej będziemy poruszać się naszym herosem po zróżnicowanych lokacjach, przepełnionych masą obiektów do odwiedzenia. Popracowano też nieco nad walką, zrezygnowano z systemu inicjatywy, tym razem, podobnie jak w starszych grach z serii – każdą jednostką będzie można wykonać jeden ruch podczas tury(bardziej konkretnie – wszystkie oddziały będą po kolei wykonywały swoją akcję, gracza nie zaskoczy sytuacja, w której jego silna, ale posiadającą małą inicjatywę jednostka zginie, zanim zdąrzy cokolwiek zdziałać na polu walki). Warto napomknąć jeszcze o zdarzeniach losowych podczas bitew. Może się na przykład zdarzyć, że miejsce jatki zostanie zalane przez wodę, pod warunkiem, – że starcie odbywa się w pobliżu morza. Pojawią się też okazyjne zadania – będzie można uratować jakąś postać czy oddział. Ten element może okazać się całkiem interesującym urozmaiceniem, niemniej nie wiadomo, jak duży wpływ owe "wydarzenia losowe" będą miały na przebieg potyczek.
Ponadto zaistnieje możliwość pojedynkowania się bohaterów na ubitej ziemii. Wprowadzono także walki z bossami (pomysł z pewnością zaczerpnięto z wydanego dwa lata temu "King's Bounty: The Legend"), niestety nie uraczono nas szczegółami, oprócz tego, że takowe opcje się pojawią. Rzecz jasna, z walką wiąże się też rozwój postacii. Ulepszanie naszego bohatera, a w następstwie obserwowanie jak ten niepozorny śmiałek powoli staje się potężnym dowódcą, zawsze było jednym z podstawowych elementów składowych w "Heroes of...". Nie inaczej będzie i tym razem. Podstawy są identyczne jak w każdej grze cRPG. Nowinką jest za to wprowadzenie systemu reputacji, nie wiadomo wciąż jak autorzy wplotą jego mechanikę w rozgrywkę, ewidentnie widać jednak, że w jakiś sposób będzie połączony z rekrutacją wojsk lub "wolą walki" jednostek.
Pora na miasta. Zawsze były i na szczęście pozostaną samym "sercem" gry. Każde posiada siedem jednostek, istnieją dodatkowo trzy odmienne stopnie rozwoju naszych "podopiecznych". Na początku mamy Haven, to znany od lat schemat ludzkiego zamku. Nie zabraknie więc gryfów, paladynów i aniołów. Śmierdzące siarką Inferno również się pojawi, reprezentowane zwyczajowo demonami, sukkubami, pomiotami i całą resztą tej piekielnej ferajny. Następni w kolejce są orkowie, Stronghold – bo tak nazywa się ich siedlisko – zapewni nam dostęp do goblinów, harpii, trolów i innych, równie krwiożerczych stworzeń. Czas na Necropolis(moi ulubieńcy z poprzednich części), Ci, którzy wybiorą nekromantów, będą nękać oponentów pospolitymi szkieletami, duchami, liszami oraz innymi przeklętymi istotami. Na samym końcu twórcy ujawnili Sanctuary, wodne miasto nag, nawiązujące klimatem do tradycji dalekiego wschodu. Zobaczymy więc smoki, nimfy wodne oraz nagi we własnej osobie.
Jeśli oczekujesz, że zobaczysz swój ulubiony Loch, Bastion lub Fortece... nie znajdziesz ich w podstawowej wersji gry. Cała nadzieja w dodatkach. Z frakcjami wiążą się jeszcze dwie ważne kwestie. Każda ma bardziej znacząco różnić się pod względem jednostek, czy też prędkości gromadzenia surowców. Mimo to twórcy zarzekają się, że balans jest jednym z priorytetów. Drugą kwestią jest rozwój – niestety, zabraknie znanego z wcześniejszych części ekranu miast, zamiast tego gracz dostanie mały obrazek z dostępnymi do rekrutacji oddziałami czy też budynkami. W ramach rekompensaty, zobaczymy rozwój naszej siedziby na mapie świata.
Pokazane do tej pory grafiki i zajawki dają nadzieję na dobrą wizualnie produkcję, lokacje wydają się klimatyczne i urokliwe. Widać też dużą poprawę w kwesti modelii postacii. Strona techniczna z pewnością nie przejdzie rewolucji, lecz właściwie nie powinno być powodów do narzekań. Na zaprezentowanych filmikach możemy też posłuchać nieco muzyki z gry, brzmi naprawdę dobrze, ale nie oczekiwałbym, że "szóstka" pokona w tym aspekcie "czwórkę". Mimo, że do premiery blisko, ciągle nie mamy pewności do pewnych elementów składowych produktu, z czego chyba najwazniejszym jest rozgrywka wieloosobowa. Właściwie nic o trybie "multi" nie wiemy. Tak czy inaczej, premiera w okolicach Maja, tylko na komputery osobiste. Być może syndrom "jeszcze jednej tury" powróci ze zdwojoną siłą.